Panie prezydencie, jest pan grzesznikiem

„Panie prezydencie, jest pan grzesznikiem” – powiedział arcybiskup Fulton Sheen, spoglądając na prezydenta Jimmy’ego Cartera i pierwszą damę Rosalynn Carter, zasiadających na podium podczas Narodowego Śniadania Modlitewnego 18 stycznia 1979 roku. Skupiwszy na sobie uwagę wszystkich, dodał: „I ja jestem grzesznikiem”. 

Źródło zdjęcia: https://fulton-sheen.catholic.edu

Ponownie uczynił pauzę, spojrzał na tłum i rozpoczął swoje przemówienie: „Panie prezydencie, pani Carter i bracia grzesznicy. W przemówieniu, które pan prezydent wygłosił w kościele baptystów w Plains w stanie Georgia, zacytował pan Świętego Pawła stwierdzając, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Zatem, panie prezydencie, obejmujemy pana tym tytułem. Powiem panu, dlaczego zwróciłem się do pana w ten sposób. Ale najpierw chcę uczynić przedmowę. Po pierwsze, dziękując Bogu za nasze prawa i wolności. Po drugie, uznając nasze obowiązki i odpowiedzialność wobec Boga. A później dojdziemy do faktu, że jesteśmy grzesznikami.

Po pierwsze, podziękujmy Bogu za prawa i wolności. Skąd mamy prawo do zgromadzeń? Skąd pochodzi moje prawo do wolności słowa? Od Kongresu? Od sądów? Gdyby nasze prawa pochodziły od nich, mogliby je odebrać. Nasi ojcowie założyciele musieli zmierzyć się z tym problemem. Spojrzeli na wody, za którymi mówiono, że większość nadaje prawa. Odrzucili ten pogląd argumentując, że większość jest strażnikiem praw mniejszości. Znaleźli odpowiedź i zapisali ją w drugim paragrafie Deklaracji Niepodległości, stwierdzając, że jest oczywiste, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi. Stwórca obdarzył człowieka pewnymi niezbywalnymi prawami, wśród których jest prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia. Stwórca obdarzył nas tymi prawami. Dlatego są one niezbywalne. Jeśli chcemy zachować nasz las, musimy zachować nasze drzewa. Jeśli chcemy zachować wahadło, musimy uzależnić je od zegara. Jeśli chcemy zachować nasze perfumy, musimy zachować nasze kwiaty, a jeśli chcemy zachować nasze prawa, musimy również zachować naszego Boga. Dlatego nasza Deklaracja Niepodległości jest zasadniczo deklaracją zależności od Boga. To dlatego mamy prawa i wolności.

Ciągle słyszymy o prawach i wolnościach. Ale co z obowiązkami? Dlaczego nie istnieją ligi organizujące się w obronie obowiązków i odpowiedzialności? Nie ma czegoś takiego jak prawo bez obowiązku. Prawa i obowiązki są ze sobą powiązane niczym dwie strony spodka. Dziś popularne jest na przykład powiedzenie. „Cóż, muszę być sobą. Muszę rozwijać własną tożsamość”. Po czym poznajemy naszą tożsamość? Po granicach, limitach. Po czym mogę poznać zakres tożsamości Dystryktu Kolumbii? Po jego granicach. Jak mogę poznać swoje obowiązki? Poprzez ograniczenia. Poprzez mojego Boga, mojego sąsiada, mój rząd, mojego bliźniego. W ten sposób dochodzimy do poczucia naszych obowiązków i odpowiedzialności. I zastanawiam się, czy nie byłoby dobrym pomysłem postawienie statuy na Zachodnim Wybrzeżu. Na Wschodnim Wybrzeżu mamy Damę Wolności dzierżącą pochodnię praw i swobód. Dlaczego nie mielibyśmy postawić na Zachodnim Wybrzeżu statuy obowiązku i odpowiedzialności, której pochodnia byłaby skierowana na bliźniego, której dłoń byłaby otwarta, by nakarmić biednych, i w której uznalibyśmy jako naród, że nikt nie ma praw, jeśli nie ma obowiązków wobec Boga, kraju i bliźniego.

Nasi ojcowie założyciele, ci sami, którzy dali nam prawa, rozumieli obowiązki i bardzo głębokie poczucie odpowiedzialności. Deklaracja Niepodległości miała 56 sygnatariuszy. Co się z nimi stało? Jakie obowiązki uznali? Dziewięciu zginęło w wojnie o niepodległość. Pięciu zostało schwytanych przez Brytyjczyków i zmarło w wyniku tortur. Dwunastu z nich splądrowano i doszczętnie spalono ich domy. Dom i biblioteka dr. Witherspoona zostały spopielone. Thomas Keen zmuszony był przeprowadzać się pięć razy w ciągu pięciu miesięcy, aby uniknąć schwytania. W końcu osiadł w drewnianej chacie w Susquehanna. Thomas Nelson Jr, gdy jego dom został zajęty przez generała Cornwalla, wezwał Waszyngtona do otwarcia ognia i zniszczenia jego domu. Umarł w biedzie. Siedemnastu sygnatariuszy straciło wszystko, co mieli. Pięćdziesięciu sześciu przyrzekło „nasze życie, nasz honor i wolność”. Wielu z nich postradało życie, wszyscy chwilowo stracili wolność, ale żaden z nich nie utracił honoru.

Dochodzimy teraz do faktu, że jesteśmy grzesznikami. My, Amerykanie, nie lubimy słuchać o grzechu. My, katolicy, wierzymy w Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny. Kiedyś byliśmy jedynymi, którzy tak wierzyli; teraz wszyscy Amerykanie wierzą, że są niepokalanie poczęci. Grzech nie istnieje, po prostu popełniamy błędy. Byliśmy karmieni mlekiem kategorii B, mieliśmy za mało placów zabaw, nasza matka kochała nas za bardzo albo nasz ojciec za słabo nas kochał. Dlatego wybitny psychiatra Carl Menninger napisał książkę „Co się stało z grzechem?”. Stwierdził, że rabini, pastorzy i księża przestali o nim mówić. Podchwycili go prawnicy i stał się on przestępstwem, a wtedy go porzucili. Podchwycili go psychiatrzy, a wtedy stał się kompleksem.

Istnieją grzechy osobiste, społeczne i narodowe. Muzułmanie mają swój miesiąc pokuty. Żydzi, Jom Kippur. Czyż nie powinniśmy podjąć jakiegoś zadośćuczynienia? Czyż nie wspominał o tym Lincoln? Lincoln był jedynym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który w jakimkolwiek publicznym przemówieniu kiedykolwiek użył słowa grzech. Pomyślcie o tym! Tylko on, w przemówieniu wygłoszonym 30 marca 1863 roku:

” Zważywszy, że obowiązkiem zarówno narodów, jak i ludzi jest uznanie ich zależności od nadrzędnej mocy Boga, wyznanie swoich narodowych grzechów i występków w pełnym pokory żalu, a jednocześnie z odnowioną nadzieją, że prawdziwa skrucha doprowadzi do miłosierdzia i przebaczenia, jak również uznanie wzniosłej prawdy ogłoszonej w Piśmie Świętym i potwierdzonej przez całą historię, że błogosławione są tylko te narody, których Bogiem jest Pan. Ponieważ wiemy, że zgodnie z Boskim prawem narody, podobnie jak pojedynczy ludzie, podlegają karom i napomnieniom na tym świecie, czyż nie powinniśmy żywić słusznej obawy, że straszna klęska wojny domowej, która obecnie pustoszy naszą ziemię, może być karą wymierzoną nam za nasze zuchwałe grzechy, mającą doprowadzić do koniecznego końca naszą ogólnonarodową reformę jako całego ludu? Wypada nam zatem ukorzyć się przed obrażoną Mocą, wyznać nasze narodowe grzechy i modlić się o łaskę i przebaczenie”.

Przede wszystkim nasze osobiste grzechy: pycha, chciwość, pożądliwość, gniew, zazdrość, obżarstwo i lenistwo. Gdy spoglądamy na Krucyfiks, mamy przed oczami naszą autobiografię. Życie każdego z nas zostało zapisane. W tych przebitych dłoniach widzę moje własne ręce sięgające po rzeczy materialne. Druga dłoń przebita jest stalą dla moich nikczemnych czynów, a bok został przebity dla wszystkich fałszywych miłości. Strzępy Jego Ciała zwisają, niczym purpurowe łachmany, za wszystkie grzechy pożądliwości. I za te osobiste grzechy zebrane w tym śniadaniu, przepraszamy Boga i błagamy Go o przebaczenie.

I za nasze narodowe grzechy, jakiekolwiek by one nie były, na przykład za to, że nie pomagamy wystarczająco innym narodom świata; skupiając naszą uwagę na życiu, a tak bardzo angażując się w zbrojenia nuklearne. Pod koniec ubiegłego wieku dwaj najwięksi naukowcy tamtych czasów, Claude Bernard i Louis Boutroux, zwrócili się do jednego z francuskich pisarzy i wydawców, Goncourta, i powiedzieli mu: „Właśnie zaczęliśmy spisywać alfabet zniszczenia, a w następnym pokoleniu go skończymy”. Goncourt powiedział: „A kiedy nadejdzie ten dzień, myślę, że Bóg zstąpi z nieba niczym nocny stróż, grzechocząc kluczami, i powie: »Panowie, czas kończyć«, a my będziemy musieli zacząć wszystko od nowa”. Niech Pan odpuści nam wszystkie nasze grzechy.

„O, Boże ziemi i ołtarza
Pochyl się i usłysz nasze wołanie
Nasi ziemscy władcy upadają
Nasz lud błądzi i umiera
Mury ze złota osaczają nas
Miecze pogardy dzielą
Nie odbieraj nam swego gromu
Odbierz nam dumę!
Od wszystkiego, czego uczy terror
Od kłamstw języka i pióra
Od wszystkich łatwych przemówień
Które krzepią okrutnych ludzi
Od zaprzedania i profanacji
Honoru i miecza
Od snu i od potępienia
Wybaw nas, dobry Boże”
G.K. Chesterton

Arcybiskup Fulton J. Sheen, Przemówienie wygłoszone w Washington Hilton Hotel w Waszyngtonie podczas 27. dorocznego narodowego śniadania modlitewnego 18 stycznia 1979 r.

Dodaj komentarz