Porozmawiajmy dziś o aniołach i o ich roli w naszym życiu.
Użyjemy jednak słowa “anioł” w bardzo wąskim znaczeniu – nie chodzi nam o duchowych, niewidzialnych posłańców ani o skrzydlate stworzenia, które przynoszą nowinę, nie będziemy też rozmawiać o wizjach ani o czymkolwiek nadprzyrodzonym. Poprzez anioła będziemy rozumieć jakąkolwiek osobę (lub wydarzenie), która zmieniła cały bieg naszego życia, wpłynęła na nasze postępowanie, sprawiła, że skręciliśmy na prawo gdy mieliśmy zamiar skręcić w lewo i w ostatecznym rozrachunku sprawiła, że staliśmy się lepszymi ludźmi.
Tym, co podnosi taką sytuację ponad porządek naturalny, jest fakt, że należy ją postrzegać jako działanie Boga.
Weźmy, na przykład, w Księdze Tobita, historię młodego Tobiasza, który został wysłany przez swojego ojca Tobita do kraju o nazwie Media z rodzajem misji gospodarczej. Jego matka martwiła się tym, że jej syn zosta wysłany na tak długą podróż, więc poszła i znalazła przewodnika, którego imię brzmiało Rafał.
Rafał nie tylko chronił Tobiasza przed niebezpieczeństwami i pomógł mu odzyskać dług, lecz znalazł też dla niego dobrą żonę. Księga Tobita podaje: „Rafał był aniołem, lecz on nie wiedział o tym”.
Bóg zsyła wielu aniołów na nasze ścieżki, lecz często ich nie rozpoznajemy; tak naprawdę możemy przejść przez życie nie wiedząc, że towarzyszyli nam agenci lub posłannicy Boga, którzy prowadzili nas ku cnocie i powstrzymywali nas od występku.
Tymczasem aniołowie symbolizują tę nieustanną, łagodną interwencję Boga w historię ludzkości, która powstrzymuje nas na drodze do destrukcji i prowadzi nas do pomyślności, szczęścia i cnoty.
Bóg w zasadzie działa poza kulisami, niczym anonimowy dobroczyńca. Jego sterowanie naszym życiem jest tak ukryte, że większość z nas nie jest świadomych tego, że uczynił On nas aniołami, abyśmy mogli pomóc bliźniemu lub w jaki sposób nasz bliźni stał się aniołem dla nas.
Gdy ukończyłem college, przystąpiłem do konkursu o narodowe stypendium warte kilka tysięcy dolarów. Z całego serca pragnąłem uzupełnić moje wykształcenie o tytuł doktorski, lecz zarazem, od moich najwcześniejszych lat, pragnąłem zostać kapłanem. Przyjęcie tego stypendium oznaczałoby odwleczenie w czasie mojego kapłańskiego powołania, a być może mogłoby mu ono zagrozić.
Podczas letnich wakacji odwiedziłem naszego profesora filozofii i oznajmiłem mu z olbrzymią radością, że otrzymałem owo stypendium.
Chwycił mnie za ramiona i powiedział: „Czy wierzysz w Boga?” Odrzekłem, że było to głupie pytanie. On jednak nalegał: „Lecz czy wierzysz w Boga praktycznie?”. Gdy odpowiedziałem twierdząco, powiedział mi: „Znasz swój obowiązek. Pójdziesz teraz do seminarium i rozpoczniesz studia kapłańskie. Podrzyj stypendium.”
Zaprotestowałem jednak: „Dlaczego nie mogę teraz pracować nad moim doktoratem i później pójść do seminarium?”
Odparł: „Jeśli poniesiesz tę ofiarę, obiecuję ci, że po święceniach otrzymasz o wiele lepsze wykształcenie uniwersyteckie niż przedtem”.
Podarłem stypendium, podążyłem za głosem obowiązku i po moich święceniach kapłańskich spędziłem prawie pięć lat studiując – przez większość czasu studiowałem na największych europejskich uniwersytetach.
Ów profesor był moim aniołem. Widziałem to wtedy, lecz teraz widzę to jeszcze wyraźniej.
Arcybiskup Fulton J. Sheen