Święta Godzina Adoracji (część 2)

Święta Godzina. Czy [praktykowanie jej] jest trudne? Czasami zdawało się ono być czymś ciężkim; mogło oznaczać rezygnację ze spotkania towarzyskiego lub pobudkę godzinę wcześniej, lecz w ogólnym rozrachunku nigdy nie było to ciężarem, ale radością. Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystkie Święte Godziny były budujące, jak na przykład ta jedna w kościele św. Rocha w Paryżu. Wszedłem do kościoła około trzeciej po południu wiedząc, że muszę złapać pociąg do Lourdes dwie godziny później. W ciągu roku zdarza mi się może z dziesięć razy, że udaje mi się usnąć w ciągu dnia; to właśnie był ten dzień. Ukląkłem i odmówiłem modlitwę adoracji, a później usiadłem, aby oddać się rozmyślaniom i natychmiast zasnąłem. Obudziłem się dokładnie godzinę później. Zapytałem Dobrego Pana: „Czy odprawiłem moją Świętą Godzinę”? Wydawało mi się, że Jego anioł odpowiedział: „Właśnie w ten sposób apostołowie spędzili swoją pierwszą Świętą Godzinę w Ogrodzie, lecz więcej tak nie rób”.

Przypominam sobie, że raz przytrafiła mi się trudna Święta Godzina, gdy podróżowałem pociągiem z Jerozolimy do Kairu. Pociąg wyruszał o czwartej rano, co oznaczało bardzo wczesną pobudkę. Innym razem w Chicago poprosiłem proboszcza o zgodę na to, by wpuścił mnie do kościoła na Świętą Godzinę około siódmej wieczorem, gdyż kościół był zamknięty. Proboszcz zapomniał później, że mnie wpuścił i spędziłem tam około dwóch godzin szukając sposobu na wydostanie się stamtąd. Wreszcie wyskoczyłem przez małe okienko i wylądowałem w pojemniku na węgiel. Przeraziło to dozorcę, który następnie przyszedł mi z pomocą.

Na początku mojego kapłaństwa odprawiałem Świętą Godzinę w ciągu dnia lub wieczorem. Z upływem lat, gdy stawałem się coraz bardziej zajęty, odprawiałem Świętą Godzinę wczesnym porankiem, z zasady przed Mszą Świętą. Kapłani, podobnie jak inni ludzie, dzielą się na dwie grupy: skowronki i sowy. Niektórzy pracują lepiej o poranku, a inni w nocy. […]

Celem Świętej Godziny jest zaproszenie do głębokiego osobistego spotkania z Chrystusem. Święty i wspaniały Bóg nieustannie zaprasza nas, abyśmy do Niego przychodzili, żeby z Nim rozmawiać, prosić Go o rzeczy, których potrzebujemy i aby doświadczać, jakim błogosławieństwem jest przyjaźń z Nim. Gdy zostajemy wyświęceni, z początku jest rzeczą prostą oddać się całkowicie Chrystusowi, gdyż Pan napełnia nas Swoją słodyczą, podobnie jak matka daje dziecku cukierek, aby zrobiło pierwszy krok. Euforia nie trwa jednak długo; szybko uczymy się tego, ile kosztuje bycie uczniem, które oznacza pozostawienie sieci, łodzi i biurek. Miesiąc miodowy szybko się kończy i to samo dzieje się z naszym poczuciem własnej ważności, gdy po raz pierwszy słyszymy ów poruszający tytuł „proszę Księdza”.

Miłość zmysłowa lub ludzka miłość maleje z czasem, lecz Boża miłość nigdy nie maleje. Ta pierwsza dotyczy ciała, które staje się coraz mniej podatne na bodźce, lecz w porządku łaski, Boża reakcja na drobne, ludzkie akty miłości ulega wzmocnieniu.

Sama wiedza teologiczna lub sama działalność społeczna nie wystarczy, abyśmy trwali w zakochaniu w Chrystusie, jeśli obu tych rzeczy nie poprzedzi osobiste spotkanie z Nim. Gdy Mojżesz ujrzał gorejący krzak na pustyni, nie płonął on dzięki żadnemu paliwu. Płomień, którego nie wznieciło nic widzialnego, płonął nie niszcząc drzewa. Podobnie osobiste oddanie się Chrystusowi nie wypacza żadnego z naszych naturalnych darów, skłonności lub charakteru; odnawia [nas] ono bez zabijania. Podobnie jak drewno staje się ogniem i ogień trwa, tak i my stajemy się Chrystusem, a Chrystus trwa.

Przekonałem się, że złapanie ognia w modlitwie wymaga czasu. Jest to jedna z zalet Świętej Godziny. Nie jest ona na tyle krótka, aby przeszkodzić duszy w osiągnięciu skupienia i w strząśnięciu rozmaitych rozproszeń świata. Przebywanie przed Realną Obecnością przypomina wystawianie się na słońce, aby chłonąć jego promienie. Milczenie w trakcie Świętej Godziny jest spotkaniem sam na sam z Panem. W tych chwilach nie trzeba recytować spisanych modlitw; jest to czas na słuchanie. Nie mówimy: „Słuchaj, Panie, bo sługa Twój mówi”, ale „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”.

c.d.n.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Treasure in Clay. The Autobiography of Fulton J. Sheen”, 2008r., str. 198-201.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s