
„Jezus idący po wodzie”, Iwan Ajwazowski, 1888 r.
Była trzecia nad ranem, a apostołowie wiosłowali pod wiatr i byli przerażeni. Nasz Pan obserwował ich przez cały czas. Wreszcie przyszedł do nich po wodzie. Oni Go nie poznali.
Myśleli, że była to zjawa, duch. Św. Marek tłumaczy nam, dlaczego: nie zrozumieli oni cudu z bochenkami chleba. Nie pojęli niewidzialnej obecności Chrystusa w Chlebie Życia. W ich strachu nasz Zbawiciel uspokajał ich: „Nie lękajcie się, to Ja jestem”. Wtedy do głosu przychodzi impulsywność wielkiego człowieka, głupca: „Panie, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Cóż za głupota – chodzić po wodzie. Czy możesz sobie wyobrazić, co działo się w łodzi, gdy Piotr podniósł swą prawą nogę, aby postawić ją na wodzie? Tomasz zapewne powiedział do niego: „Jesteś w stanie uwierzyć w cokolwiek, Piotrze”. Lecz on szedł, naprawdę szedł po wodzie. Szedł, ponieważ Pan powiedział: „Przyjdź, przyjdź”. Uwierz w nieprawdopodobne, a możesz dokonać niemożliwego. To nasz brak wiary nas powstrzymuje, podobnie jak stało się to z Piotrem.
Dlaczego zaczął tonąć? Ewangelia podaje nam przyczynę. Uwzględnił obecność wiatrów, zaczął czytać wyniki badań; dowiedziono w nich statystycznie, że 99,4% ludzkości nie może chodzić po wodzie. Wszelkie niedowiarstwo było w wiatrach. Odwróciwszy swe oczy od Chrystusa, Piotr zaczął tonąć.
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: Through the Year with Fulton J. Sheen, 1985r. str. 184-185.