Miarą naszego kapłaństwa jest poziom naszej miłości. Miłość istnieje w trzech formach: uśpionej, skruszonej i wierzącej.
W pierwszej formie niewiele jest miłości Chrystusa z powodu nadmiernej miłości świata; drugi rodzaj jest nie tyle miłością, ile „lękiem kojarzącym się z karą” z powodu grzechu; trzecia forma jest miłością „rozlan[ą] w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5). Uśpiony człowiek spełnia akty posłuszeństwa, leczą one bardziej pozorne niż rzeczywiste. Posłuszeństwo skruszonego jest posłuszeństwem niewolnika. Posłuszeństwo osoby prawdziwie miłującej ma charakter synowski. Jego owocem jest modlitwa i świętość.
Wznosząc się ponad niezliczone troski kapłana jako duszpasterza, ponad zatroskanie o sprawy szkół, klasztorów, budynków, o finanse i administrację, kapłan jako drugi Chrystus musi ostatecznie powrócić do wzniosłej prawdy o tym, że dusza jest jedyną rzeczywistością. W tym celu uświęca samego siebie. Ojciec Jean-Baptiste Lacordaire w „Listach do młodych mężczyzn” napisał:
Podzielam twoją opinię na temat gór, morza i lasu, są one trzema wielkimi rzeczami w przyrodzie i wykazują wiele podobieństw, szczególnie morze i las. Kocham je podobnie jak ty, lecz gdy nadchodzi starość, natura przestaje mieć nad nami kontrolę i zaczynamy pojmować piękno powiedzenia markiza de Vavenarguesa: „Prędzej lub później odnajdujemy radość jedynie w duszach”. To dlatego zawsze możemy kochać i być kochani. Starość wysusza ciało, lecz niezepsutej duszy nadaje ona nową młodość. A chwila śmierci jest chwilą, w której rozkwita nasz umysł.
Gdy z naszego serca uchodzi miłość, nienawidzimy rzeczy, które zobowiązani jesteśmy robić, a przynajmniej zaczynamy skrywać nasze głębokie uczucia pod metaliczną obręczą formalizmu. Nasze kazania stają się połajankami. Zaginiona owca staje się zakłóceniem naszego odpoczynku. Służba przy ołtarzu miłości z niemiłującym sercem, przynależność do profesji samoofiarującej się miłości z jednoczesną dbałością o własną wygodę; głoszenie cierpiącym duszom jałowych słów o miłości – te rzeczy przynoszą ze sobą swoją własną karę.
Nawet jeśli ktoś nie osiągnął jeszcze owego poziomu miłości, który pozwala na wypełnianie obowiązków apostolatu bez zakłócania własnego wewnętrznego szczęścia, zawsze można postępować zgodnie z radą świętego Franciszka Salezego:
Jeśli nie możesz modlić się jak dusza, która cieszy się darem kontemplacji, możesz przynajmniej oddać się duchowej lekturze i rozważać ją; jeśli brak ci sił, aby pościć, możesz przynajmniej wyrzec się smakowitego kąska; jeśli nie możesz porzucić świata, możesz przynajmniej wystrzegać się jego ducha; jeśli nie możesz kochać Boga czystą miłością, możesz kochać Go przynajmniej z wdzięczności; jeśli nie doświadczasz żywego żalu za swoje grzechy, możesz próbować dostąpić go, prosząc Boga o żal; nie możesz dać wysokiej jałmużny, ale możesz przynajmniej dać łyk wody; nie możesz ścierpieć wielkich zniewag, ale możesz przynajmniej znieść drobną wymówkę bez szemrania; czyjaś nienawiść jest ponad twoje siły, ale możesz znieść odrobinę chłodu okazywaną ci przez twojego bliźniego; nie oczekuje się od ciebie ofiary z twojego życia, ale możesz pogodzić się z pewną niewygodą i zachować cierpliwość w momencie niewielkiej próby.
Odrodzony Piotr przebywa blisko ognia. Ów inny ogień, przy którym wyparł się Chrystusa, jest ogniem roznieconym przez świat, lecz ten ogień przygotował Chrystus. Entuzjazm, wysiłek i pasja rozniecone płomieniami świata zostawiają po sobie jedynie popiół i pył. Nie dzieje się tak, gdy rozpalane są przez Tego, który przyszedł, aby rzucić ogień na ziemię (Łk 12, 49).
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: „Kapłan nie należy do siebie”, 2017 r., str. 290-293.
Książkę „Kapłan nie należy do siebie” można zakupić w Wydawnictwie Diecezji Sandomierskiej. Szczegóły dotyczące aktualnych promocji znaleźć można pod adresem: https://abpsheen.pl/2017/12/09/kaplan-nie-nalezy-do-siebie/