Dwie furtki

Secret Door

Nie możesz nie wpuścić Boga; ma On swój własny sposób na przedostanie się do wnętrza duszy. Istnieją dwa wyłomy w naszych murach, dwie szczeliny w naszej zbroi, dwa ukryte wejścia do duszy, przez które może przedostać się Bóg. Są one tak dalece częścią naszej natury, że nie możemy ich zmienić: gdy Bóg nas stworzył, utworzył w naszej naturze również te szczeliny, niczym furtki. Nawet gdy nasz intelekt blokuje drogę Bogu, stawiając wierze fałszywe bariery poprzez niezdrowe myślenie, On zdolny jest przeniknąć nasze dusze przez tajemne drzwi, których nie potrafimy zaryglować.

Pierwszą z tych furtek do duszy jest miłość dobra. Gdy gonimy za każdym drobnym, łakomym kąskiem, który pociąga nas tym, co w jest w nim dobre, nasza dusza tak naprawdę poszukuje całej i nieskończonej dobroci Boga. Każdy pościg za przyjemnością, każda miłość do przyjaciela, każdy przejaw uznania wobec dobrego dziecka, każde porównanie dobrego i lepszego pokazuje, że istnieje pewne dobro wykraczające ponad wszystkie te dobre rzeczy, ponieważ żadna z nich nie wypełnia całkowicie naszych serc. Każde mniejsze dobro, które przyjmujemy, jest objawem naszej tęsknoty za dobrem najwyższym, za Bogiem. Powiedzieć, że pragniemy dobrych rzeczy, ale nie chcemy dobroci, która jest tożsama z Bogiem, to tak, jakby mówić, że kochamy promienie słoneczne, lecz nienawidzimy słońca, lub że lubimy księżycowe światło, ale gardzimy księżycem. Istota słońca nie dociera do naszego pokoju za pomocą promieni słonecznych, ale w pewien sposób doświadczamy jego obecności; w podobny sposób, w dobrym jabłku lub dobrym przyjacielu nie jest zawarta żadna cząstka Boga, ale Jego dobroć zawsze się w nich uobecnia. Nikt nie może kochać rzeczy dobrych, nie kochając tym samym dobroci i właśnie tak Bóg wkrada się do duszy w każdym jej pragnieniu i w każdej radości.

Z powodu tego ludzkiego zamiłowania do rzeczy dobrych, żadne życie nie składa się wyłącznie z elementów do gruntu nikczemnych. Morderca rokoszuje się wyśmienitym smakiem dobrego obiadu, złodzieja porusza niewinność dziecka, a gangster dzieli się zupą z ubogimi w szczerym poczuciu hojności. Nikt nie prześladuje, nie grzeszy i nie bluźni bezustannie; czasem zatwardziały grzesznik zajmuje się sadzeniem róży, karmieniem chorego przyjaciela, zmienianiem opony sąsiada. W każdym człowieku tkwią znaczne, ukryte rezerwy naturalnej dobroci; uparcie istnieją one obok jego dominujących namiętności, nawet jeśli te ostatnie zwrócone są ku złu. Ponieważ istnieje w nas coś, czego nie da się zainfekować, nigdy nie jesteśmy do gruntu źli, nigdy nie jesteśmy nieuleczalni, nigdy „niemożliwi”. Ci, którzy widzą nasze dobre czyny, podziwiają nas; a ci, którzy widzą tylko nasze złe uczynki, myślą o nas źle; to dlatego każdy człowiek może być oceniany w diametralnie różny sposób. Nawet jeśli wola jest zepsuta – nawet jeśli stworzenie jest zauroczone i zniewolone przez grzechy, które czynią jego dni ucieczką od Boga ku pożądliwości lub władzy – nawet wtedy niektóre z jego czynów są dobre i godne pochwały, zaprzeczając jego ogólnej postawie. Owe pojedyncze dobre uczynki są niczym czysty uchwyt brudnego wiadra; przy ich pomocy Bóg może podźwignąć duszę ku wyżynom swojego pokoju.

Drugą furtką, poprzez którą Bóg wchodzi do uciekającej przed Nim duszy, jest jej znużenie, jej nuda, jej przesycenie, jej rozdrażnienie, jej samotność, jej melancholia i jej rozpacz. Niezależnie od tego, ile razy wybraliśmy zło, nigdy nie wyczerpaliśmy możliwości wyboru; człowiek wciąż jest wolny i jego zdolność podejmowania wyboru nigdy się nie wyczerpuje. Każda namiętność, libido, każda cielesna pożądliwość jest skończona, doczesna, a zaspokojone zachcianki przestają nas zadowalać. Lecz w życiu znużonego sensualisty wciąż istnieje jeden wybór, którego jeszcze nie dokonał, jeden wielki akord nigdy nie zagrany. Nigdy nie spróbował nieskończoności. Stwierdzenia w stylu: „znam życie” lub „spróbowałem wszystkiego” nigdy nie są prawdziwe, ponieważ ludzie, którzy wypowiadają się w ten sposób, nigdy nie spróbowali najwspanialszej ze wszystkich przygód. Bogacz wciąż pyta: „Czego jeszcze brakuje mi do szczęścia?”. Wie on, podobnie jak wszyscy poszukiwacze sensacji, że spełnianie każdej zachcianki nie zaspokoi najgłębszych apetytów. Zawsze jest coś, czego pragniemy – coś, czego bardzo potrzebujemy. Wiemy, lecz nie wiemy wszystkiego; kochamy, lecz nie na zawsze. Jemy, a wciąż odczuwamy głód; pijemy, a jednak odczuwamy pragnienie. „Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem” (Koh 1, 8).

Nasze wysiłki, by odnaleźć zadowolenie w doczesności, kończą się niepowodzeniem. Albowiem podobnie jak ryba potrzebuje wody, a oko – światła, podobnie jak ptak potrzebuje powietrza, a trawa – ziemi, tak dusza potrzebuje Nieskończonego Boga. Ponieważ Bóg, dla którego zostaliśmy stworzeni, jest ignorowany przez duszę, odczuwa ona pustkę i znudzenie tym, co posiada; odczuwa tęsknotę za tym, czego jej brakuje. To znudzenie jest negatywną obecnością Boga w duszy – podobnie jak choroba jest negatywną obecnością zdrowia w ciele, a głód – negatywną obecnością pokarmu w żołądku; pewien brak w nas samych wskazuje na istnienie czegoś, co mogłoby nam dać wypełnienie. Przez ową furtkę naszej pustki wchodzi Bóg. Jeśli nie wpuścimy Go od razu, będzie On tak długo wzmagać nasze poczucie niezadowolenia i samotności, dopóki nie przyjmiemy Go wreszcie jako gościa naszej duszy i jej wiecznego gospodarza.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Go to Heaven”, 1961 r., str. 34-37.

 

 

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s