Celibat a samotność

Jaki Bóg może współczuć ofierze obozu koncentracyjnego, otoczonej przez elektryczny drut kolczasty, którego nie śmie dotknąć i przez okrutnych strażników uważających ją za przedmiot tak zbędny jak stara puszka po konserwach? Z pewnością nie jest to Bóg, który rzuciłby się na ratunek w szalejące wody i przepadłby w ich odmętach. Musiałby być to taki Bóg, który przyjąłby na siebie całe to zniewolenie, to niewolnictwo, a następnie pokonałby je poprzez zmartwychwstanie w chwili, która zdawała się być godziną klęski.

Jaki kapłan może zanieść pocieszenie ludziom samotnym, sfrustrowanym i rozbitym domom, jeśli nie kapłan według Serca Bożego, który wchodzi w całą tę winę i egocentryzm, lecz wciąż wierzy w miłość? Tylko ci, którzy cierpią samotność w celibacie ze względu na Miłość, mogą pocieszyć samotnych w małżeństwie i tych, którzy w samotności tęsknią za małżeństwem.  

Celibat jest samotnością narzuconą po to, by móc pocieszać samotnych, podobnie jak biczowanie, którego doznał Chrystus, nie było dla Niego, ale po to, by biczowani nigdy nie stracili nadziei. Samotność jest czymś specyficznym; ma ona dwa oblicza – samotność w pojedynkę i samotność w małżeństwie – coś, co Francuzi nazywają „egoisme â deux”. Kapłan doświadcza pierwszej samotności, małżonkowie czasem doświadczają tej drugiej. Arthur Koestler w swojej autobiografii pt. „The Invisible Writings” pisze: „Czasami czuję się dosłownie stłamszony i zdławiony przez samotność. Na przykład, siedzę sam w pokoju i czytam książkę. Inni bawią się w ogrodzie. Nagle przestaję czytać. Cały pokój aż drży od samotności. Pragnę dołączyć do innych (…). Lecz gdy spędzę z nimi zaledwie dwie minuty, wszystko to mija. Oni mnie nudzą, są prymitywni. Odczuwam jeszcze większą samotność w ogrodzie niż przedtem w pokoju. Spieszę więc do pokoju i wszystko zaczyna się od nowa”.

Samotność kapłana jest czasem używana jako argument przeciwko celibatowi, lecz może być ona jednym z najsilniejszych argumentów przemawiających za celibatem. Być może my, kapłani, jesteśmy odkupicielami zapomnianych, podobnie jak Chrystus „stał się grzechem”, by być odkupicielem grzeszników. Zadaniem celibatu nie jest uczynić kapłana widzem sfrustrowanej miłości, lecz uczestnikiem frustracji. Nie odgrywa on roli śledczego, lecz bierze udział w dramacie. Nie stoi na chodniku Alei Złamanych Serc; jest jednym z maszerujących. Różnica jest następująca: „stał się samotnością” ze względu na osoby pozbawione przyjaciół. Kapłan również wygląda na samotnego, tyle że jego samotność nie wzięła się z wyczerpania, śmierci lub monotonii, ale z pasji niesienia współczucia ludziom odrzuconym i samotnym.

Pamięć Boga o człowieka zawiera się w bólu, który z nim dzieli. W mocnych słowach proroka: „wyrył [nas] na obu dłoniach” (por. Iz 49, 16). Błagał człowieka i współcierpiał z nim, by mógł stać się kimś innym niż jest. Oddzielenie i uczestnictwo nie wykluczają się wzajemnie. Kapłan może być oddzielony od małżeństwa i jednak uczestniczyć w jego tragediach. W istocie widzi je lepiej, podobnie jak morze często lepiej widoczne z brzegu.

Zamiast umniejszać rzeczywistość samotności kapłana, należy ją uznać w całej jaskrawej istocie jako udział w opuszczeniu na Krzyżu: „Boże Mój, Boże, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27, 46). Była to chwila, w której Bóg niemal stał się ateistą, gdy ziemia Go nie chciała, gdyż zawiesiła Go na Krzyżu i gdy niebiosa były głuche jak mosiądz na Jego wołanie. A jednak była to chwila, w której Chrystus podzielił ateizm Nietschego, zwątpienie Camusa, egoizm Sartre’a i ateizm komunisty. Gdyby Chrystus nie spił resztek z kielicha ludzkiej rebelii, człowiek mógłby podnieść zaciśniętą pięść ku niebu i zakrzyknąć: „co Bóg wie o mojej tęsknocie?”

W swoich najmroczniejszych chwilach celibat jest echem tamtego krzyku opuszczenia. Kapłan staje się żertwą; gdy człowiek popada w rozpacz, kapłan schodzi w tę bezkresną otchłań, w której nie ma żadnego oparcia. Uczestnictwo w opuszczeniu człowieka jest dla niego udziałem w opuszczeniu Ukrzyżowanego. Celibat jest ową świadomością niewytłumaczalności, głupstwa, absurdu i rozpaczy, które nie znajdują odpowiedzi poza unicestwieniem ukoronowanego cyprysem Chrystusa. Ponieważ kapłan ma udział w samotności Chrystusa, może on dawać nie tylko przykład, lecz także nadzieję, albowiem ma on już udział w chwale Zmartwychwstania, gdzie nie będzie małżeństwa, gdyż będziemy niczym aniołowie w niebie.

Przyczyną, dla której niektórzy są samotni, jest to, że pragną być kochani, zamiast kochać. Chrystus uczy, że najlepszym pocieszycielem jest ten, kto sam doświadczył samotności. Warunkiem bycia uzdrowicielem nie jest utożsamianie się ze światem, lecz z Chrystusem. Celibat sprawia, że samotność nie jest powodem do ucieczki od wiążących się z nim zobowiązań, lecz kluczem do udziału w nieustannej męce Chrystusa.

W dzisiejszych czasach celibat został postawiony na głowie. Wybraliśmy Chrystusa z zastrzeżeniami; daliśmy samych siebie jako kapłanów, lecz w kontrakcie zamieściliśmy sporo drobnego druku w nadziei, że On tego nie przeczyta, a my będziemy mogli uciec od bycia żertwą. Postawiliśmy warunki: caveat emptor, niech Boski nabywca ma się na baczności. W naszych święceniach skrywamy wiele machlojek. Być może któregoś dnia pojawi się ktoś „ładniejszy” od Chrystusa obleczonego w purpurę. Skąd mam wiedzieć, co zrobię w obliczu tej samotności (choć trzeba powiedzieć, że wybory tych, którzy łamią swe śluby, w niektórych przypadkach są marnymi remedia concupiscientiae[1]).

Sceptycyzm zdławił życie duchowe, podobnie jak dawno temu Filistyni zdławili studnie Abrahama w dolinie Geraru, ale my, niczym Izaak, odkrywamy, że podziemne studnie nadal tam są – zakopane, ale niezniszczone. Jak napisał Julian Huxley: „Puste miejsce we współczesnym sercu jest pustką w kształcie Boga”.

Celibat nie jest wyrzeczeniem się jakiejś osoby poza nami; jest skoncentrowaniem się na Osobie w naszym wnętrzu. Celibat nie jest wyrzeczeniem się miłości; jest postanowieniem, by miłować tak, jak miłuje Chrystus. Jeśli celibat jest samotnością, a w istocie nią jest, jest to samotność dziewiczego łona, w którym poczęło się Słowo. Milczenie nie jest nieobecnością słów, lecz obecnością zaproszenia i spotkania. Zarówno małżeństwo, jak i celibat są znakami Boga; małżeństwo jest przedostatnim znakiem, ponieważ zmierza do miłości Boga poprzez ludzką miłość; celibat jest ostatecznym znakiem.

W Starym Testamencie celibat nakazywany był przy dwóch okazjach: za każdym razem gdy dochodziło do teofanii, czyli aktu objawienia się Boga (Wj 19, 9; 15) i gdy mężczyźni szykowali się do walki (1 Sam 21, 4, Pwt 20, 17). W Nowym Testamencie sugeruje się celibat, ponieważ kapłan doświadcza teofanii w swych nawiedzeniach Najświętszego Sakramentu, a w szczególności podczas Mszy Świętej, lecz zarazem jest on w stanie wojny – nie przeciw ciału i krwi, lecz przeciw księstwom i okowom zła.

Pan opłakuje tych kapłanów, którzy rezygnują z walki. Często okazują się oni kiepskimi kochankami, ponieważ kiedyś dostąpili doskonałej miłości. Przekonują się ponadto, że nawet w stanie małżeńskim muszą praktykować niektóre z cnót, których nie chcieli praktykować w kapłaństwie. Ciekawostką w tym pokręconym świecie jest fakt, że tak wielu z tych, którzy chcą zmieniać świat, okazało się niezdolnymi do przemiany samych siebie.

W porządku łaski to, co często jest „marnowane”, okazuje się cenniejsze od tego, co jest używane. Maryja „zmarnowała” swoje dziewictwo i stała się Matką. Chrystus „roztrwonił” swą substancję niczym syn marnotrawny i wszedł do Domu Ojca. To, co zyskujemy poprzez wyrzeczenia życiowe, uzdalnia nas do uczestnictwa w świętościach życia.


[1] Lat. Lekarstwa na pożądliwość. Przyp. tłum.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Those Mysterious Priests”, 1974 r., str. 326-329.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s