
Po święceniach kapłańskich spędziłem dwa lata w Waszyngtonie na studiach, a następnie pięć lat za granicą. Gdy zakończyłem naukę, wysłałem mojemu biskupowi dwa listy. Jeden z nich zapraszał mnie do utworzenia szkoły filozofii scholastycznej na Uniwersytecie Columbia. Drugi z listów zawierał zaproszenie do Oksfordu, gdzie, wraz z ks. Ronaldem Knoxem miałem współtworzyć pierwszy katolicki wydział od czasów reformacji. Wysłałem oba listy biskupowi i zapytałem: „Które zaproszenie mam przyjąć?”. Jego odpowiedź brzmiała: „Wracaj do domu”. Wysłał mnie do najgorszej parafii w naszej diecezji i mianował mnie wikarym. Był to prawdziwy dopust Boży. Tylko 20% parafian władało językiem angielskim. Żadna z ulic nie była wyłożona chodnikiem. Powiedziałem: „W porządku. To jest to. Tego chce ode mnie Chrystus”. Byłem całkowicie zadowolony.
Po roku zadzwonił do mnie biskup i powiedział: „Pojedziesz do Waszyngtonu i obejmiesz profesurę na tamtejszym Uniwersytecie Katolickim. Obiecałem im trzy lata temu, że im ciebie przyślę”.
Spytałem: „Dlaczego zatem Ekscelencja nie wysłał mnie tam, gdy wróciłem do domu?”
Odpowiedział: „Chciałem tylko sprawdzić, czy będziesz posłuszny. A teraz już biegnij” – i od tego czasu wciąż biegnę.
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Wow, prawdziwy sluga Bozy.