Pewna kobieta napisała do mnie o swoim bracie. Nie przystępował do sakramentów od około trzydziestu lat, a teraz umierał w szpitalu. Powiedziała, że nie tylko prowadził złe życie, lecz był złym człowiekiem. Z premedytacją deprawował młodych ludzi i rozpowszechniał wśród nich ulotki mające na celu zniszczenie ich wiary i moralności.
Jego siostra napisała mi, że odwiedziło go już około dwudziestu księży i wszyscy zostali przez niego wyrzuceni z jego szpitalnej sali.
„Czy Ksiądz Biskup zechciałby odwiedzić mojego brata?” – spytała.
Wcieliwszy się w rolę ostatniej deski ratunku, odwiedziłem go tamtej nocy i zdołałem pozostać w jego sali jakieś pięć sekund. Nie wskórałem więcej niż inni.
Lecz zamiast odwiedzić go tylko raz, odwiedziłem go czterdzieści razy. Przez czterdzieści kolejnych wieczorów szedłem, aby odwiedzić tego człowieka. Za drugim razem zostałem przez 10 lub 15 sekund. Każdej nocy przedłużałem swą wizytę o kilka kolejnych sekund. Pod koniec miesiąca spędzałem z nim dziesięć do piętnastu minut.
Nigdy nie poruszałem tematu jego duszy, aż do czterdziestego wieczoru. Tamtego wieczoru przyniosłem ze sobą Najświętszy Sakrament oraz Święte Oleje i powiedziałem mu:
„Williamie, tej nocy umrzesz”.
Odpowiedział: „Wiem”.
“Jestem pewien, że zechcesz pogodzić się z Bogiem dziś wieczorem”.
Odparł: „Nie zechcę! Odejdź stąd!”
Powiedziałem: „Nie jestem tu sam”.
„Kto jest z tobą?”
„Przyniosłem ze sobą Chrystusa. Czy Jego również chcesz wyrzucić?”
Nic nie powiedział. Ukląkłem koło jego łóżka i trwałem tak przez piętnaście minut, gdyż miałem przy sobie Najświętszy Sakrament. Odmówiwszy modlitwę, powiedziałem ponownie:
„Williamie, jestem pewien, że chcesz pogodzić się z Bogiem, zanim umrzesz”.
Odmówił i zaczął przywoływać pielęgniarkę. Aby go uspokoić, poszedłem w kierunku drzwi, jak gdybym chciał wyjść. Szybko jednak powróciłem, położyłem głowę koło jego twarzy na poduszce i rzekłem:
„Jeszcze tylko jedna prośba, Williamie. Obiecaj mi, że zanim umrzesz dziś w nocy, wypowiesz słowa ‘Jezu mój, zmiłuj się nade mną’”.
„Nie powiem, idź stąd!”
Musiałem odejść. Powiedziałem pielęgniarce, że gdyby wezwał mnie tamtej nocy, wrócę do szpitala. Około czwartej nad ranem pielęgniarka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że właśnie umarł. Spytałem ją, jak wyglądała jego śmierć.
“Około minuty po wyjściu Księdza Biskupa zaczął mówić: “Jezu mój, zmiłuj się nade mną” i nie przestał wymawiać tych słów aż do śmierci.
Nic we mnie nie miało na niego wpływu. Była to Boska inwazja na kogoś, kto niegdyś miał wiarę i ją utracił.
Arcybiskup Fulton J. Sheen