Jak moglibyśmy nie kochać Tej, którą nasz Pan ukochał tak bardzo? Niemożliwością jest właściwie kochać Chrystusa, nie miłując jednocześnie Matki, która nam Go dała.
Ci, którzy Ją ignorują, po niedługim czasie zaczynają ignorować Jego, gdyż są Oni nierozłączni w wielkim dramacie zbawienia.
Podobnie jak dzieci, które chcąc osiągnąć coś u ojca idą najpierw do matki, aby się za nimi wstawiła, tak i my idziemy do Maryi.
Jest absolutną niemożliwością wyjaśnić komukolwiek pozostającemu poza Kościołem nasze synowskie oddanie, jakie żywimy do najsłodszej z Matek.
Nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny pozwoliło mi odkryć nowy wymiar świętości cierpienia.
Po tym, jak przeszedłem operację na otwartym sercu, w ciągu pierwszych czterech miesięcy, które spędziłem w szpitalu, stopniowo uświadamiałem sobie, że Maryja daje nie tylko słodycze; czasem daje Ona również gorzkie lekarstwa.
Czterdzieści litrów krwi zostało przepompowanych do mojego ciała po operacji, ponieważ przez dłuższy czas nie można było przywrócić mojego krążenia krwi. Krew ta pochodziła od osób, które oddały ją w banku krwi szpitala Lenox Hill.
Nie mogę nie wspomnieć, że w trzech dniach poświęconych Najświętszej Maryi Pannie stałem u wrót śmierci i znosiłem wielkie cierpienia.
Pierwszym z tych trzech dni było Święto Matki Boskiej z Góry Karmel, 16 lipca, gdy lekarze trwali przy mnie dzień i noc, próbując zachować ledwie drgającą iskrę życia. Później miała miejsce następna operacja, w Święto Wniebowzięcia, 15 sierpnia, i wszczepienie rozrusznika.
Zacząłem odczuwać wówczas rodzaj świętego strachu przed tym, co mogło nastąpić 8 września, w którym to dniu Kościół świętuje Jej Narodziny. Zgodnie z przeczuciem, tego dnia wywiązała się infekcja nerek, która sprawiła, że przez kilka tygodni poddawany byłem nowym torturom. Gdy zdałem sobie sprawę z koincydencji maryjnych świąt kościelnych i mojej wymuszonej solidarności z Krzyżem, przyjąłem to jako znak szczególnego upodobania Maryi. Skoro Pan wezwał Ją, która „nie zasłużyła” na ból, aby stała u stóp Krzyża, dlaczego nie miałby wezwać mnie?
Skoro wyraziłem moją miłość do Niej jako Matki Kapłaństwa, dlaczego Ona, w swej matczynej miłości, nie miałaby uczynić mnie bardziej podobnym do swojego Syna, zmuszając mnie, bym stał się żertwą?
Wszelka duchowość, jaką posiadam, koncentruje się wokół Krucyfiksu, ceny mojego zbawienia i gwarancji mojego zmartwychwstania.
Krzyż pektoralny, który noszę, to krucyfiks. W mojej sypialni znajduje się olbrzymi krucyfiks wysoki na 6 stóp, który, w obliczu mojego długotrwałego przykucia do łóżka, jest panoramą zbawienia, na którą spoglądam w ciągu dnia i w nocy, kiedy się budzę.
W mojej kaplicy znajduje się obraz namalowany przez kardiologa, który uratował mi życie, doktora Simona Stertzera. Jest to wizerunek Chrystusa na Krzyżu, w którym uwagę szczególnie przykuwają Jego oczy, spoglądające ze współczuciem i miłością.
W drugim roku po mojej operacji na otwartym sercu, z powodu przepracowania ponownie zostałem przykuty do łóżka na wiele miesięcy. W tym czasie udało mi się nawrócić cztery osoby i uważnić dwa małżeństwa.
Czasami apostolat poziomy może być tak samo skuteczny jak pionowy.
Arcybiskup Fulton J. Sheen