Nasz współczesny świat uwielbia zrzucać z siebie odpowiedzialność. Zaczęło się to już w rajskim ogrodzie. Adam obwinił Ewę. Gdy Adam został zapytany, dlaczego zgrzeszył, odpowiedział: „Z powodu kobiety, którą mi dałeś”. Widzicie? Nie powiedział „żony”. Obwinił Boga: „Z powodu kobiety, którą TY mi dałeś”. Ewa zrzuciła winę na węża. Aaron obwinił piec za wytopienie złotego cielca. Dzieci obwiniają rodziców; ludzie obwiniają swoich kapłanów; kapłani obwiniają proboszczów; proboszczowie obwiniają kapłanów. Wszyscy obwiniają biskupów, a biskupi obwiniają swoich wiernych. Psychiatrzy i psychoanalitycy obwiniają babcie i dziadków. Obwiniają oni brak odpowiednich placów zabaw. Obwiniają złe instynkty. Nikt nie jest odpowiedzialny, a odpowiedzialność zrzucana jest na innych. Prezydent Truman miał na biurku tabliczkę z napisem: „za to ja biorę odpowiedzialność”, lecz i jemu to się nie udało. Gdzie kończy się zrzucanie z siebie odpowiedzialności? Na Krzyżu. Tam się ono kończy. Przynajmniej istnieje Ktoś, kogo można obwinić.
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: „Through the Year with Fulton Sheen”, 1985 r., str. 35.