Wyobraź sobie sędziego, mającego przed sobą własnego syna, który popełnił morderstwo. Nie ma wątpliwości co do tego, że syn jest winny. Ojciec-sędzia, zobowiązany do tego, aby czynić zadość sprawiedliwości, skazuje syna na śmierć. Oto jest sprawiedliwość. Następnie mówi on do syna: „A teraz ja zajmę twoje miejsce. Umrę za ciebie”. To byłoby miłosierdzie. Lecz nie jest to pełen obraz.
Przypuśćmy, że w momencie, w którym syn został skazany na śmierć, zamordowany przez niego chłopiec wszedłby żywy do sali sądowej. Syn powiedziałby: „Jak możesz skazywać mnie za morderstwo? Powiedziałeś, że zabiłem tego chłopca. Spójrz, on żyje. Jestem niewinny, musisz mnie uwolnić”. Oto jest właśnie sytuacja, w jakiej się znajdujemy. Byliśmy winni grzechu, lecz nasz Pan powstał z martwych, wziął naszą winę na siebie i zmył ją. I teraz możemy mówić: „Widzisz? On żyje, On nie umarł, a ja jestem wolny”. To właśnie po to On przyszedł.
Arcybiskup Fulton J. Sheen