Patrole narodzin

Kontrola narodzin to nowy rodzaj straży, która decyduje o życiu. Hitler wierzył w kontrolę narodzin Żydów; Stalin – w kontrolę narodzin chrześcijan; Chruszczow – w kontrolę narodzin Węgrów, Polaków i Ukraińców. Teraz pojawili się ci, którzy chcą kontrolować życie nie wtedy, gdy stanie się ono plonem, lecz gdy jeszcze jest ziarnem w spichrzu. Ten nowy rodzaj czujności nie chce czekać, aż owoc pojawi się na drzewie, jak czynił to Hitler i inni; chce dławić kwiaty i pąki. Rozstawiają oni swoje patrole na pograniczu miłości i życia, mówiąc: „Nie przejdą”.

Tym, którzy wierzą w patrole narodzin, z trudnością przychodzi uzasadnianie, dlaczego mieliby się martwić wzrostem populacji, gdy żyją oni jednocześnie w krajach, w których rolnikom płaci się, aby nie wytwarzali nadwyżek żywności. Zdanie: „Zabraknie jedzenia” mamrocze się na jednym wydechu ze zdaniem: „Istnieją nadwyżki żywności, które uderzają w jej ceny”. Inna niekonsekwencja [tych ludzi] polega na jednoczesnym strachu przed „eksplozją populacji” i przed budowaniem wciąż nowych bomb atomowych. Samo to określenie „eksplozja populacji” pokazuje, że ludzkie narodziny sprowadza się do chemicznej reakcji, a rozmnażanie się ludzkich istot może być tak niebezpieczne jak eksplozja bomby atomowej.

Gdybyśmy my, jako ludzie, mieli w naszych sercach bojaźń Bożą, wiedząc, że jest On Tym, Który daje i zachowuje życie, czyż nie powstrzymalibyśmy się od grzebania w dźwigniach życia, aby nasze palce nie grzebały w bombie atomowej? Nawet owo określenie „eksplozja populacji” może obrócić się przeciwko nam, albowiem czyż eksperci wojskowi nie obliczyli, że w pierwszym dniu wojny atomowej zginęłoby pięćdziesiąt milionów ludzi?

Postawa patroli narodzin jest czymś negatywnym, gdyż nie postrzegają one piękna, prawdy, miłości i życia jako jednej całości. Wszystko jest rozbierane na części, analizowane, defragmentowane, rozszczepiane. Picasso maluje człowieka, lecz człowiek, którego on maluje, rozpadł się na tysiąc cząsteczek. Picasso składa te cząstki na nowo, lecz nigdy w sposób, w jaki są one połączone w człowieku. Namalowany człowiek ma tylko jedno oko i znajduje się ono w niewłaściwym miejscu. Ktoś kiedyś cynicznie nazwał grę solo na skrzypcach jako przeciąganie włosem zdechłego konia po wnętrznościach zdechłego kota. Wiersze są tak analizowane pod względem rytmu, że nie przekazują już żadnego przesłania; świadomość i podświadomość w człowieku testowane są do momentu, w którym wyglądają one jak zegarek rozbity przez niegrzecznego chłopca – kółka, zapadki, ręce, pokrętło, cyferblat, kamienie szlachetne są porozrzucane i nie wiadomo już, która jest godzina.

Miłość jest wypaczana a jej zniekształcenie przeszło przez dwie fazy. Obie te fazy mają jedną cechę wspólną: wyparcie „drugiej osoby”. Najpierw, po wpływem Sartre’a, Prousta, Stendhala i Nietzschego miłość wyparła [istnienie] partnera, gdyż została zdefiniowana jako projekcja ego w czymś innym, aby wzmocnić przyjemność ego. Druga osoba nie jest kochana; druga osoba nie istnieje, chyba że jako okazja aby zaspokoić własny egocentryzm. Ego daje drugiej osobie złudzenie, że jest ona kochana, lecz gdy woda zostanie wypita, zapomina się o szklance. Potem przyszła druga faza: wyparcie drugiej osoby w sensie potomstwa; narodziny są patrolowane. Miłość wyparła się owoców. Osoba kochająca i kochana stały się niczym dwa statki, którym przydarza się nocne, naskórne zetknięcie. Ich wzajemne dawanie się sobie kończy się wypaleniem i nudą. A ponieważ druga osoba wypierana jest jako partner lub rodzic, następuje zerwanie i poszukiwanie następnego partnera w dzikiej ekstazie wspólnie przeżywanej samotności.

Życie jest całością, podobnie jak miłość. Miłość jest jak jedzenie; istnieje coś osobistego, co należy do nas i coś nieosobistego, odruchowego, co należy do Boga. Możemy wybrać to, co jemy, lecz po jedzeniu trawienie następuje automatycznie. W ten sposób Bóg dba o zachowanie danego życia. Miłość jest czymś osobistym; decydujemy, gdzie będziemy żyli. Lecz w akcie miłości jest coś automatycznego, odruchowego, poza ludzką kontrolą. To właśnie tam Bóg wkracza, aby zachować ludzki gatunek, jak trawienie zachowuje przy życiu daną osobę. Możemy oczywiście podrażnić swoje gardło i zwymiotować; możemy też manipulować przy pączkach życia i je zniszczyć, lecz czy Bóg spojrzy przychylnie na taką perwersję Jego prawa?

Te słowa napisane są dla przyszłości i być może zdają się być czymś odległym. Musimy obawiać się „eksplozji populacji”, lecz przyjdzie ona od grzebania w bombie, albowiem to my majstrowaliśmy przy [kobiecym] łonie.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „On Being Human. Reflexions on Life and Living”, 1983r., strona 323-325.

Jedna uwaga do wpisu “Patrole narodzin

  1. To nie komentarz, tylko prośba. Rok wiary zbliża się już do końca. Czy nie dałoby się tekstów arcybiskupa publikować regularnie, chociaż dwa razy w tygodnie niedługi tekst?
    Szczęść Boże!
    Magdalena Aneri, virgo consecrata

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s