Nasz Pan poświęcił siebie samego przez wzgląd na nas, a to – jak już powiedziano – wymagało ofiary. Sam złożył siebie w ofierze, podobnie jak składane w ofierze było wszystko, co miało być oddane Bogu w Starym Testamencie.
Jaki pasterz, takie owce; jaki kapłan, taki lud. Przewodnictwo kapłana-żertwy rodzi święty Kościół. Jacy księża w parafii, diecezji czy w kraju, tacy będą wierni. Podobnie jak tłumy w Kafarnaum otrzymały chleb z rąk uczniów, tak i wierni otrzymują Chrystusowe uświęcenie poprzez nasze kapłańskie uświęcenie. Widząc, że został osiągnięty cel uświęcenia, kapłańska dusza naszego Pana wydała ostatni okrzyk: „Wykonało się!” (J 19, 30). Dziesiątki tysięcy baranków, których krew została przelana jako zapowiedź Jego ofiary, nie były już potrzebne. Baranek Boży złożył w ofierze samego siebie. Każdy kapłan musi dokonywać podobnego aktu samoofiarowania i przekazywać jego owoce całemu ludowi: „[T]o czyńcie na moją pamiątkę!” (Łk 22, 19).
Szczególną rzeczą, jaką z nakazu Chrystusowego ma powtarzać i odnawiać każdy kapłan, jest sakramentalny znak Jego śmierci. Przeżywanie tej śmierci uświęca albo owocuje świętością.
Ale dlaczego trzeba codziennie brać swój krzyż? Ponieważ za każdą duszę trzeba zapłacić okup. Niektóre z dusz bardzo dużo kosztują. Wymagają ogromnej ofiary. Chrystus nie wycofuje swojego miłosierdzia, lecz zapragnął okazywać je za pomocą naszych dłoni. I jeśli dłonie kapłana nie będą poranione, miłosierdzie Chrystusa nie będzie mogło z łatwością przez nie przeniknąć. Światowość jest czynnikiem, który blokuje łaski, moc, uzdrowienie i dobry wpływ.
Kościół nie robi wrażenia na świecie tak długo, dopóki ludzie spoza Kościoła postrzegają go jedynie jako sektę lub jedną z wielkich religii. Nasz Pan wywarł wpływ poprzez swój Krzyż (J 12, 32). Poraniony Chrystus odkupił; tylko poraniony Kościół może skutecznie wdrożyć owo Odkupienie. Gdzie Kościół czyni postępy, gdzie mają miejsce liczne nawrócenia, tam Chrystus jest znów ubogi, znów zmęczony od wypraw misyjnych, raz jeszcze jest żertwą w swych świętych kapłanach.
Każdy kapłan, którego pochłaniają sprawy doczesne, hamuje rozwój Kościoła; każdy święty kapłan wspiera ten rozwój. Gdyby tylko wszyscy kapłani zdali sobie sprawę, jak ich osobista świętość uświęca Kościół i jak Kościół zaczyna podupadać, gdy poziom świętości wśród kapłanów spada poniżej poziomu świętości świeckich. Bóg wciąż grzmi do swoich kapłanów:
Na twoich murach, Jeruzalem, postawiłem straże:
cały dzień i całą noc nigdy milczeć nie będą.
Wy, co przypominacie [wszystko] Panu, sami nie miejcie wytchnienia
i Jemu nie dajcie spokoju, dopóki nie odnowi
i nie uczyni Jeruzalem przedmiotem chwalby na ziemi.
(Iz 62, 6-7)
Jesteśmy strażą, która została postawiona na murach Kościoła przez Najwyższego Kapłana. Dniem i nocą musimy bezustannie modlić się i nauczać, aby zasłużyć na opis sformułowany przez świętego Augustyna: aut precantes aut praedicantes.
Nasze oddanie dla ludzi nie obejmuje wyłącznie niedzieli lub Mszy Świętej sprawowanej raz dziennie lub słuchania spowiedzi w sobotę. Nakazuje się nam dwie rzeczy: (1) „Nie miejcie wytchnienia” – może się to wydawać dziwne. Pamiętacie? Żadnych krzeseł! (2) „Jemu nie dajcie spokoju”. Czy kiedykolwiek powiedzieliśmy żebrakowi, który prosił o pieniądze: „Poproś mnie o nie, gdy przechodzę przez ulicę; jeśli ci ich nie dam, idź za mną i uchwyć się mojego płaszcza; a jeśli i to nic nie da, rzuć kamieniem w moje okno o północy”. Przecież Bóg mówi: „Mocuj się ze mną, tak jak mocował się Jakub. Nie dawaj Mi spokoju”. Podobnie jak natarczywa wdowa, która nachodziła sędziego, tak i my mamy wołać do Kapłana-Żertwy w obliczu wrogów Kościoła:
Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!
(Łk 18, 3)
Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
(Łk 11, 8)
Jacy kapłani, taki Kościół; jaki Kościół, taki świat. Świat z całą swą zawartością jest gościńcem, którym podąża Oblubienica, Kościół, na spotkanie Oblubieńca w niebiańskiej ceremonii zaślubin. To nie politycy rozpętują wojnę i zaprowadzają pokój. Rozstrzygająca jest duchowa kondycja Kościoła żyjącego w świecie i będącego jego zaczynem. Lektura Starego Testamentu wystarczająco świadczy o tym, że historia spoczywa w rękach Pana, który błogosławi i karze narody według ich czynów. To, co czynimy, aby uświęcić samych siebie, uświęca świat. Gdy pasterz jest leniwy, owce są głodne; gdy śpi – gubią się; gdy jest zdeprawowany – chorują; gdy jest niewierny – tracą swój osąd. Jeśli pasterz nie jest skłonny ofiarować się za swoje owce, przychodzą wilki i pożerają je.
Każdego poranka my, kapłani, trzymamy w naszych dłoniach Chrystusa, który utoczył Krew ze swych żył, ronił łzy ze swych oczu, a pot ze swego Ciała, aby nas uświęcić. Jakże bardzo powinna rozpalać nas ta miłość, abyśmy mogli rozniecać ją w innych!
Czy cierpimy z powodu odchodzącej owcy? Czy ogrzewamy się przy ogniu, rozmawiając z służącymi, podobnie jak Piotr, podczas gdy Chrystus ponownie jest krzyżowany w duszach grzeszników? Czy przyjmujemy nieprzejednaną postawę wobec wrogów Kościoła, zapominając, że Szaweł stał się Pawłem? Ubieramy się na czarno, ale nie po to, aby opłakiwać Chrystusa, albowiem zwyciężył. Jesteśmy pogrążeni w żałobie po tych, którzy ryglują swe drzwi na dźwięk naszego pukania, po tych, którzy wciąż nie chcą uwierzyć, mimo że należy codziennie powstawać z martwych, po tych, którzy podają nam ocet, gdy wołamy „Pragnę” (J 19, 28). Nocą i dniem, nie dając Bogu wytchnienia, mówimy wciąż na nowo:
A za nich [j]a poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie.
(J 17, 19)
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: „Kapłan nie należy do siebie„, 2018 r., str. 112-117.