
Ilekroć człowiek przychodzi do gabinetu lekarskiego, zarówno on, jak i lekarz mają prawo zadać sobie nawzajem pytanie: „Jaka jest twoja filozofia wszechświata?”. Jeśli bowiem ich filozofia nie jest właściwa, lekarz nie może być pewien, że wystawiony przez niego rachunek zostanie zapłacony, a pacjent nie ma pewności, że dożyje chwili, w której będzie miał rachunek do zapłacenia.
Ponieważ lekarz wierzy w godność człowieka, nigdy nie będzie zadawał sobie pytania, czy życie, które ma przed sobą, jest wartościowe; raczej wyzna, że jest ono święte, a święte znaczy nienaruszalne, ponieważ tylko Bóg jest jego Dawcą. Podobnie jak w porządku politycznym lekarz powie, że państwo nie może odebrać mu wolności, ponieważ zostały one nadane przez Stwórcę, tak samo nie odbierze życia, ponieważ ono również pochodzi z rąk Ojca Niebieskiego. Będzie wiedział, że jego zawód powołuje go do bycia obrońcą, opiekunem i strażnikiem życia, a nie jego niszczycielem. Nigdy nie popełni morderstwa, nawet pod nazwą eutanazji, albowiem piąte przykazanie wciąż obowiązuje lekarzy tego świata. Żaden człowiek nie wzywa lekarza, aby odebrał mu życie, lecz po to, by w porządku natury wypełniło się to, co Bóg obiecał w porządku łaski: „Ja przyszedłem po to, abyście mieli życie i mieli je w obfitości” (por. J 10, 10).
Ponieważ lekarz żyje we wszechświecie moralnym, świadomy jest tego, że podstawą medycyny psychosomatycznej jest fakt, że człowiek ma duszę i ciało; dostrzeże ponadto, że – oprócz innych ważnych czynników – przynajmniej w niektórych przypadkach nie należy lekceważyć wpływu winy moralnej na zdrowie. Psychiatria poczyni większe postępy w chwili, gdy uzna istnienie zarówno moralnego, jak i mechanistycznego wszechświata i zacznie rozumieć, że wypieranie się winy jest największą przyczyną zachorowalności u pewnych typów pacjentów; że osoby skupione na sobie są zawsze osobami zaburzonymi; że nadmierna autoekspresja jest autodepresją i że ten, którego religia nazywa grzesznikiem, w porządku psychiatrycznym jest człowiekiem, który stanowi problem dla samego siebie; że dzisiejsza ucieczka od życia w alkoholizm, opiaty i hałas jest wskazówką, iż żaden człowiek nie może żyć z samym sobą, jeśli stracił cały szacunek dla samego siebie; że podobnie jak kogut zapiał, gdy Piotr zaparł się naszego Zbawiciela, tak samo natura i umysł protestują, gdy człowiek zapiera się swojego Boga. Tym, czego potrzebują niektórzy pacjenci, nie jest analiza ich postaw, ale wyznanie ich winy; tym, czego potrzebują, nie jest sublimacja, ale przebaczenie. Ulga przychodzi nie poprzez wytłumaczenie ich grzechów, ale przez ich rozgrzeszenie; a przynajmniej w niektórych przypadkach rozwiązaniem, którego nie wolno wykluczyć, jest rozwiązanie Wielkiego Lekarza, który najpierw powiedział człowiekowi, że jego grzechy zostały odpuszczone, a dopiero potem kazał mu wstać z łóżka i chodzić.
Ponieważ lekarz posiada jedno z najszlachetniejszych powołań danych człowiekowi, a mianowicie posługę na rzecz świątyni, w której mieszka Boskie Podobieństwo, będzie on zawsze utrzymywał osobistą relację ze swoimi pacjentami, opartą na służbie i pełnionej funkcji, a nie na zysku i korzyściach. Zrozumie, że podobnie jak dyktatury powstają po to, by uporządkować chaos wywołany utratą osobistej odpowiedzialności, tak samo medycyna państwowa powstaje po to, by narzucić planowe usługi lekarzom, którzy zapomnieli o obowiązkach wobec swoich pacjentów. Medycyna państwowa jest w porządku medycznym tym, czym totalitaryzm jest w porządku politycznym – siłowym narzuceniem planu ludziom, którzy przestali służyć, kochać i szanować. Dachau opierało się na Planowej Rasie; obozy koncentracyjne w Rosji z ich 15 milionami więźniów opierają się na Planowej Gospodarce; w podobny sposób, niemądre posługiwanie się dźwigniami życia doprowadzi nie do Planowego Rodzicielstwa, ale do Planowej Ruiny.
Społeczeństwo, które nie pozwala człowiekowi swobodnie wybierać polityków mających nim rządzić, będzie oczywiście społeczeństwem, w którym nie będzie on już mógł swobodnie wybierać lekarza mającego go leczyć. Jeśli lekarze sprzeciwiają się medycynie państwowej, ponieważ chcą utrzymywać osobiste relacje ze swoimi pacjentami, wówczas przymusowe organizowanie służby ludziom jest niemożliwe. Medycyna państwowa może wejść do porządku społecznego tylko wtedy, gdy sforsuje drzwi Lekarza, na których jest napisane: „Nie przyszedłem, aby Mi służono, lecz aby służyć” (pot. Mt 20, 28).
Ponieważ lekarz wierzy, że człowiek został stworzony dla doskonałego Życia, Prawdy i Miłości, dostrzeże, że największą tragedią życia jest zmarnowany ból. Ból tnie, piecze i gniecie duszę, gdy człowiek nie widzi w nim celu lub gdy nie ma kogoś godnego miłości, dla kogo można by ów ból ofiarować. Właśnie tu religia przychodzi w sukurs medycynie. Chrześcijaństwo nigdy nie obiecywało uśmierzenia bólu, ale dało sposób na jego przekroczenie i przemianę poprzez zjednoczenie z Tym, który po tym, jak głosił konieczność ofiary, przyjął swoje własne lekarstwo na Krzyżu. W końcu czymże jest ból, jeśli nie ofiarą bez miłości, i czym jest ofiara, jeśli nie bólem z miłością? Ból może pochodzić z grzechu, ale nie z ofiary. Matka czuwa przy łóżku swojego chorego dziecka: sąsiedzi nazywają to ” niedorzecznością”; ona nazywa to miłością. Niewiara w to, że nasze cierpienia mogą służyć innemu dobru, jest niewiarą w Boga. Skoro dysponujemy bankami krwi, z których mogą korzystać anemicy, to czyż nie możemy mieć również duchowych banków krwi, z których mogliby korzystać moralnie niezamożni dla swego odkupienia? Skoro przetaczamy krew, dlaczegóż nie moglibyśmy przetaczać ofiary; skoro przeszczepiamy skórę, dlaczegóż nie moglibyśmy przeszczepiać modlitwy? Nawiasem mówiąc, właśnie po to mamy zakony kontemplacyjne i siostry pielęgniarki, aby modliły się i ofiarowały za słabych członków Mistycznego Ciała Chrystusa, tak by mogli zostać uzdrowieni.
Lekarz, który jest świadomy tego, że oprócz zawodu ma również powołanie, będzie roztaczać przed swoimi pacjentami Boską wizję. Na każdej zbolałej głowie dostrzeże koronę cierniową i będzie się starał albo ją zdjąć, albo zamienić na girlandę z róż; każda posiniaczona ręka będzie dla niego przebita gwoździami; każde ciało będzie dla niego świątynią Ducha Świętego, a każda stopa – wspomnieniem stopy przeszytej stalą; każde zbolałe serce będzie mu przypominać o Tym, który trzymał swoje Serce na dłoni, aby wszyscy poznali Miłość tak wielką jak świat. Każda rodząca matka będzie mu przypominać ową inną Matkę, która u stóp krzyża wydała na świat w bólach duchowego porodu wszystkich, którzy są braćmi w Chrystusie.
A gdy lekarz złoży ostatnią wizytę przy łożu chorego, a zasłona jego życia zostanie rozerwana, ujrzy Pana i Mistrza, w imię którego pracował, i usłyszy z Jego ust zapewnienie wiecznego zbawienia i początku wiekuistej szczęśliwości: „Byłem chory, a odwiedziłeś Mnie” (por. Mt 25, 36).
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: Kazanie wygłoszone podczas nabożeństwa z okazji dziewięćdziesiątej szóstej dorocznej sesji Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego w Atlantic City, 8 czerwca 1947 r.