W kwietniowym wydaniu włoskiej gazety Il Timone ukazał się artykuł omawiający kolejny cud, jaki dokonał się za wstawiennictwem arcybiskupa Sheena. Autorka artykułu, Raffaella Frullone, przedstawiła w nim historię kapłana zatrutego tlenkiem węgla, który w cudowny sposób przebudził się ze śpiączki.
Publikujemy polskie tłumaczenie artykułu za zgodą redakcji Il Timone. Zgodę na przedruk artykułu uzyskał dla nas pan Andrea Martegani, który prowadzi włoskojęzyczny fanpage arcybiskupa Sheena na Facebooku i któremu dziękujemy również za pomoc w tłumaczeniu tekstu artykułu.

Ks. Oscar Ziliani przebywał w Sienie, kiedy zapadł w śpiączkę. Lekarze uznali, że wyszedł z niej w zaskakujący sposób: „Był to efekt, którego nie można brać za pewnik”. Oto rezultat nieprzerwanego łańcucha modlitw kierowanych także do czcigodnego Fultona Sheena.
– Zaczadzony i zatruty tlenkiem węgla został uratowany dzięki Niebu –
„Ale ja zmartwychwstałem, czyż nie?” – w ten sposób ks. Oscar Ziliani zwrócił się ze szpitalnego łóżka do lekarza krótko po swoim przebudzeniu ze śpiączki. „Natychmiast miałem to jasne przeczucie, nie wiedząc praktycznie nic o tym, co się stało, nie wiedziałem nawet, gdzie jestem i jaki jest dzień; było to bardzo silne doświadczenie”.
Miało to miejsce 17 stycznia tego roku, ks. Oscar przebywał na oddziale intensywnej terapii szpitala w Grosseto, dokąd trafił 8 dni wcześniej z powodu bardzo poważnego zatrucia tlenkiem węgla. Cofnijmy się jednak w czasie. Ksiądz Oscar Ziliani ma 56 lat i jest proboszczem w Vezza D’Oglio, miasteczku liczącym niespełna 1500 mieszkańców, położonym w Valle Camonica, w prowincji i diecezji Brescia. Na początku stycznia, wraz z bratem w kapłaństwie, ks. Ermanno Magnolini, postanowił spędzić kilka dni na odpoczynku i modlitwie w domu wspólnego przyjaciela, ks. Alessandra Galeotti, również kapłana z Brescii, proboszcza w Quercegrossa, niedaleko Sieny. Po południu 10 stycznia obaj dotarli do celu, a wieczorem trzej księża zjedli wspólny posiłek w nowo wybudowanej plebanii w Quercegrossa, przylegającej do kościoła parafialnego, gdzie ks. Galeotti gościł przejeżdżających krewnych i przyjaciół, podczas gdy sam mieszkał w starej plebanii. Cała trójka miała się spotkać następnego dnia rano o 8:30 na Mszy Świętej. Ale ks. Oscar i ks. Ermanno nie pojawili się na umówionym spotkaniu.
„W tamtej chwili nie martwiłem się zbytnio, myślałem, że postanowili jeszcze trochę pospać – wyjaśnia ks. Galeotti – więc odprawiłem Mszę Świętą, a zaraz potem pojechałem do Sieny na fizjoterapię. W drodze powrotnej zadzwoniłem do moich przyjaciół: ks. Oscar nie odbierał, a ks. Ermanno odpowiedział mi, ale w niezbyt wyraźny sposób, więc nabrałem podejrzeń; zacząłem myśleć, że coś jest nie tak, i z innym kluczem wszedłem do prezbiterium. Było to około godziny 11.45”.
Ks. Galeotti znalazł ks. Oscara w jednym pokoju nieprzytomnego, a ks. Ermanna w drugim, w stanie zamroczenia; obaj byli zabrudzeni wymiocinami. Pomyślał, że to zatrucie pokarmowe i natychmiast wezwał pomoc. Gdy tylko personel medyczny z pogotowia przekroczył próg plebanii, czujniki, które nosili na swoich fartuchach, zaczęły wskazywać obecność tlenku węgla. Wezwano straż pożarną, a karetki pogotowia, wiozące obu księży, odjechały z wyciem syren w kierunku szpitala Misericordia w Grosseto, który dzięki komorze hiperbarycznej jest regionalnym punktem terapii dla podobnych przypadków.
Kocioł w nowej plebanii został uprzednio sprawdzony, wszystko wydawało się być w porządku, a jednak coś poszło nie tak. Sypialnia ks. Ermanna była bardziej oddalona od źródła tlenku węgla, więc jego stan wydawał się mniej poważny. Jednak sytuacja ks. Oscara była dramatyczna.
„Tlenek węgla jest bezwonnym gazem powodującym bardzo poważne zatrucia, które mogą być śmiertelne dla pacjentów całkowicie nieświadomych tego, że są odurzeni – wyjaśnia Genni Spargi, ordynator oddziału anestezji i reanimacji szpitala w Grosseto – a ks. Oscar w istocie niczego nie zauważył”.
W międzyczasie parafia w Quercegrossa przeżywała godziny udręki, jak wspomina ks. Galeotti: „To były straszne chwile, czułem odpowiedzialność za to, co się stało, za to, że naraziłem życie moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Ale także odpowiedzialność za wspólnotę: z niejasnych jeszcze powodów tlenek węgla był obecny w salach katechetycznych, a nawet w kościele, w którym odprawiałem Mszę Świętą, na szczęście z otwartymi drzwiami. Ale najbardziej martwiłem się o ks. Oscara, ponieważ lekarz, który jako pierwszy udzielił mu pomocy, powiedział mi wyraźnie: „To dramatyczny przypadek, on ledwo oddycha”. W tym momencie mogłem tylko przymknąć oczy i zacząłem się modlić. Wszyscy zaczęliśmy się modlić, w naszej parafii i w parafii ks. Oscara w Vezza D’Oglio, a potem utworzyliśmy modlitewny łańcuch przyjaciół rozsianych po całych Włoszech”.
Tymczasem ks. Oscar został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. „Wezwali moją siostrę – mówi ksiądz z Brescii, który wybudził się ze śpiączki – i wyjątkowo pozwolili jej wejść na oddział intensywnej terapii, ponieważ, jak jej powiedzieli, nie byli pewni, czy będzie mogła zobaczyć mnie jeszcze żywego. I dodali, że nawet gdybym został przy życiu, to nie ma pewności, czy bym się obudził, ponieważ tlenek węgla wpływa na tkanki i powoduje ich martwicę, więc skutki mogą być bardzo poważne”.
Jednakże 17 stycznia ks. Oscar, wbrew wszelkim przewidywaniom, obudził się. „Od razu wiedziałem, że jestem w szpitalu i że jestem na konkretnym oddziale. Moją pierwszą myślą było powiadomienie mamy i siostry, że tam jestem i że się obudziłem. Była tam pielęgniarka, która powiedziała mi, żebym się uspokoił, a potem zawołano do mnie lekarza, który poprosił, żebym spróbował uścisnąć mu dłoń, co uczyniłem. To on powiedział mi, że zatrułem się tlenkiem węgla i wyjaśnił, gdzie jestem”. Trzy dni po przebudzeniu ks. Oscar poczuł się lepiej i został przeniesiony na zwykły oddział tego samego szpitala. „To był bardzo nieoczekiwany rezultat – mówi dziś dr Spargi – ponieważ przybył do nas w naprawdę krytycznym stanie. Po tym, jak wszystko się potoczyło, możemy powiedzieć, że był to cud, mówię to w cudzysłowie. Ks. Oscar jest człowiekiem o wielkiej wrażliwości i zrozumiał, analizując swoją historię, co się stało i dlatego chciał nam również wyrazić swoją wdzięczność listem, który opublikowaliśmy na stronie internetowej szpitala”.
Być może jednak jest jeszcze ktoś, komu należy podziękować. Ks. Galeotti zdradza pewien szczegół: „Od pierwszego wieczoru zadawałem sobie pytanie: Kto może mi pomóc w tej mrocznej chwili żyć moim powołaniem? Komu mogę powierzyć ks. Oscara? I od razu pomyślałem o Fultonie Sheenie, którego książkę właśnie czytałem. Poprosiłem więc najbliższe mi osoby, aby przyłączyły się do mojej modlitwy za wstawiennictwem tego czcigodnego Sługi Bożego”.
Być może ten wielki amerykański biskup i kaznodzieja, zmarły w 1979 r., na którego datę beatyfikacji wciąż czekamy po tym, jak w 2019 r. uznano jego wstawiennictwo w cudownym uzdrowieniu, wyświadczył jeszcze jedną nadprzyrodzoną przysługę, w dodatku jednemu z tych kapłanów, których umiłował swoim ojcowskim sercem?
„Przekroczyłem ciemne morze pod bezgwiezdnym niebem – pisał ks. Oscar Ziliani, który podjął na nowo obowiązki proboszcza w Vezza d’Oglio, nie doznając żadnego uszczerbku zdrowiu – i dotarłem do odległych krain, w których ziarenka piasku w mojej klepsydrze były wielkości ciężkich głazów. Odwiedziłem niezbadane regiony naznaczone niepamięcią, zostałem wezwany do odtworzenia ścieżek ludzkości i – odarty z własnych mechanizmów obronnych i obnażony z emocji – rozpocząłem swoją podróż. W tym miejscu bez przestrzeni i czasu nie zobaczyłem światła na końcu tunelu, ale w tajemniczy sposób, choć nie mniej realny, poczułem wsparcie tych, którzy się o mnie troszczyli; poczułem modlitwę, siłę i energię tych, którzy się za mnie modlili, tych, którzy o mnie myśleli i wspierali mnie na wszelkie sposoby. Przebudzony z letargu niekończącego się snu, zadałam sobie pytanie, dlaczego otrzymałem tę nową szansę, której odmówiono wielu, ale która została mi dana z łaski Tego, który mnie stworzył i odkupił. Nie znalazłem odpowiedzi poza Miłością. Miłością, która utkała mnie w łonie mojej matki i powołała do życia. Dzięki miłości tak wielu ludzi, którzy, znając mnie lub nie, wstawiali się u Tego, który wszystko może”.
Autorka tekstu: Raffaella Frullone