
Bazylika Sacre Coeur w Paryżu
Jechałem z Brukseli do Paryża, aby wygłosić tam kazanie w drugą niedzielę lutego.
Zatrzymałem się w małym hoteliku. W sąsiednim pokoju pewien Anglik grał na pianinie. Grał bardzo dobrze. Skomplementowałem jego grę i spytałem, czy nie chciałby pójść ze mną na kolację. Odpowiedział: „Jeszcze nigdy nie rozmawiałem z księdzem”.
„Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wszyscy inni. Jeśli ukłujesz mnie szpilką, ja również podskoczę z bólu.”
Usiedliśmy przy stole w niewielkiej restauracji. Wtedy powiedział: „Czy ksiądz wie, że jeszcze nigdy przedtem nie spotkałem w życiu dobrego człowieka?”
Podziękowałem mu za ten komplement, a on kontynuował.
„Rok temu, jedenastego lutego, przy tamtym stole siedziała pewna kobieta i próbowała rozbić kostkę cukru w kubku z kawą. Nie udawało się to jej, więc podszedłem do niej i rozbiłem jej tę kostkę cukru, a ona opowiedziała mi o tym, jak podły był dla niej jej mąż. Powiedziałem jej, aby zamieszkała ze mną. Zrobiła to, a teraz, pod dwunastu miesiącach, jestem tym wszystkim znużony”.
Mówił dalej: „Dziś rano spakowałem wszystkie jej rzeczy i zostawiłem je w recepcji. Ona, uprzedzając mój krok, wręczyła mi kartkę z następującym tekstem: Kochanie, jeśli nie zgodzisz się, abyśmy nadal mieszkali razem, aż do naszej rocznicy 11 lutego, popełnię samobójstwo rzucając się do Sekwany”.
„Proszę księdza, czy mam jej pozwolić mieszkać ze mną, aby zapobiec jej samobójstwu?”
“Nie”, powiedziałem, “Nie wolno ci czynić zła, aby mogło z niego powstać dobro. Poza tym nie popełni ona samobójstwa.”
Działo się to o jedenastej w nocy. Powiedział: „Odprowadzę księdza do hotelu”.
„Nie wracam do hotelu. Idę na wzgórze Montmartre” – odparłem.
„Już zaczynałem myśleć, że ksiądz jest w porządku, a teraz ksiądz mi mówi, że idzie do tej jaskini rozpusty?”
„Na Montmartre znajduje się coś jeszcze oprócz knajp” – odparłem – „stoi tam wielka bazylika, Bazylika Najświętszego Serca Pana Jezusa. I każdej nocy od ponad pięćdziesięciu lat około tysiąca ludzi modli się tam przez całą noc”.
Nakłoniłem go, by poszedł ze mną. Spytał: „Na jak długo?”
Powiedziałem: „Wyjdę stamtąd gdy ty będziesz chciał wyjść, choć osobiście zamierzam spędzić tam całą noc.”
Pozostał w Bazylice aż do momentu, w którym słońce wzeszło nad Paryżem, a ja odprawiłem Mszę świętą.
Gdy schodziliśmy ze wzgórza Montmartre, spytał mnie: „Czy zostanie ksiądz w Paryżu i nauczy mnie jak być dobrym człowiekiem? Po raz pierwszy w życiu dotknąłem Dobra”.
Zgodziłem się spotkać z nim na dziedzińcu jego domu o ósmej wieczorem. Przyszedł z kobietą, inną niż ta, o której opowiedział mi poprzedniego wieczoru. I powiedział: „Pójdziemy razem, we troje, na kolację”.
Odpowiedziałem: “Nie, to nie jest spotkanie towarzyskie. Musisz dokonać wyboru. Albo pójdziesz z tą kobietą, albo zostaniesz ze mną”.
Kilka razy przemierzył szybkim krokiem dziedziniec, wreszcie podszedł do mnie i powiedział:
„Proszę księdza, chyba jednak pójdę z nią”.
To już koniec tej opowieści. Dokonał wyboru po tym, jak otrzymał wielką łaskę.
Proszę Boga, aby ten człowiek przed śmiercią przypomniał sobie tę noc na Montmartre. Wybrał on bowiem zło.
Arcybiskup Fulton J. Sheen