Współczesna pycha kapłańska

Bardziej współczesnym przejawem nadużywania autorytetu jest umniejszanie go, wypieranie się go lub dążenie do odgrywania innej roli niż ta, której wymaga urząd kapłana-żertwy. Autorytet jest dziś w niebezpieczeństwie nie tyle z powodu pychy, ile z powodu konformizmu wobec ducha świata. Jego językiem nie jest „jestem z Chrystusem”, lecz „jestem z kimś” – tym „kimś” jest anonimowy autorytet „onych”, czyli ducha świata. Pokora przeradza się w umniejszanie wszystkiego, co jest transcendentne wobec nastroju i temperamentu świata. W obliczu prawowitej pycha owej postawy przejawia się w stwierdzeniach: „Umniejszam się przed wami”, „Jestem biedniejszy od was”, „Stanowię jedno z obdartymi egzystencjalistami, młodymi gniewnymi i rewolucjonistami”.

Pycha, która kiedyś szukała pierwszego miejsca, teraz szuka ostatniego, aby zwrócić na siebie większą uwagę lub wzbudzić sympatię antykultury. Dawniej pycha tkwiła w nadmiernym wywyższaniu się: „Jestem księdzem”; obecnie tkwi w publicznym obnoszeniu się z abnegacją i porzuceniem stroju duchownego: „Jestem nieksiędzem”. Dawniejsza pycha kapłańska była zazdrosna o tych, którzy postawieni są wyżej; nowa pycha zazdrości tym, którzy stoją niżej. Im bardziej kapłan wygląda jak włóczęga, im bardziej ordynarne są jego maniery, im bardziej przybiera on tę szyderczą pokorę, która zaprzecza stopniom i hierarchii porządku i czyni z każdego członka ciała stopę, po której można deptać, tym bardziej chełpi się swoją wielkością. Dziecko jest zabawne, gdy nie ma świadomości, że jest zabawne; gdy tylko zaczyna być świadome swoich wybryków, zamienia się w „bachora”. Kapłan, który jest nieświadomy władzy, nigdy jej nie nadużywa, ponieważ należy ona do Chrystusa: „Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem” (1 Kor 15, 10). Kapłan, który drwi z autorytetu Kościoła i Pisma Świętego oraz papieża, z dumą mówi: „Nie jestem tym, czym jestem”. Do Kościoła wkrada się ten nowy diaboliczny superegotyzm, który zdradza wstyd przynależności do Chrystusa. „Gdybym ubierał się jak ksiądz lub zakonnica, albo akceptował autorytet Kościoła, gdy sprzeciwia się on światu, wprowadzałbym podziały”. Właśnie w tym rzecz: mieliśmy wprowadzać podziały, a nie chodzić i krzyczeć: „Podleczają rany córki mojego narodu pobieżnie, mówiąc: „Pokój, pokój”, a tymczasem nie ma pokoju (Jr 8, 11).

Mamy być oddzieleni, odłączeni, a jednym ze skutków naszego głoszenia powinno być uświadomienie innym ich antagonizmu do Boga poprzez poruszenie ich sumień. Oznacza to, że ukryta wrogość przeciwko Bogu zostaje wydobyta na światło dzienne. Głoszenie Chrystusa miało na celu dzielenie. Jest On „znakiem sprzeciwu” – „Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu” (Hbr 12, 3).

Żaden Kościół nie jest silny, gdy jest „tolerowany” przez świat. Kościół jest słaby, gdy jego delegaci odczuwają lęk przed „nieutrzymywaniem dobrych stosunków” z tymi, którzy lekceważą autorytet Chrystusa. Sól nadaje smak tylko dlatego, że „tworzy podziały” w mięsie. Światło oświeca jedynie dlatego, że „tworzy podziały” w ciemności. Nasz Pan sprawił, że znakiem rozpoznawczym ucznia stało się dźwiganie krzyża; ambasador, który zamienia krzyż w poduszkę, aby zjednać sobie opinię świata, może mieć powody do obaw: „Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów” (Łk 9,25).

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Those Mysterious Priests”, 1974 r., str. 91-92.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s