Niebezpieczeństwo upolitycznienia

Najpoważniejszym zagrożeniem, przed którym stoi Kościół w przyszłości, jest upolitycznienie, czyli przekształcenie teologii w politykę, seminariów w szkoły służby społecznej, a głoszenia Słowa Bożego w mgliste pojęcie „obecności”. Intelektualna amnezja powoduje, że niektórzy w Kościele zapominają o demonicznej mocy kryjącej się za Exousiai, czyli mocami tego świata (1 Kor 15, 24). Zapomina się również o tym, że modlitwa jest najistotniejszą akcją polityczną, jaką może podjąć chrześcijanin. Życie modlitewne jest o wiele ważniejsze niż wszelkie protesty, palenie, demonstracje, odmawianie modlitw na Piątej Alei przed kamerami telewizyjnymi i poszczenie na schodach ratusza, aż do całkowitego zapomnienia słów: „Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom (NBC, ABC i CBS), że poszczą” (Mt 6, 16). W prawie każdym przypadku, gdy dochodziło do odejścia kapłanów i zakonników od Chrystusa Ofiarującego i Ofiarowanego, skutkowało to zaniedbaniem modlitwy, zdradą prawdy objawionej lub apostazją. To, co faktycznie ma miejsce, jest sakramentalną wulgaryzacją politycznego ekstremizmu. Ponieważ Kościół niekiedy nie nadąża z wdrażaniem zasad sprawiedliwości społecznej, niektórzy duchowni, szybując od ignorancji do uniesień, porzucają ambony na rzecz rewolucyjnej, wtórnej paplaniny i pustego socjologicznego rock-and-rolla. Stają się ogonami latawców i homiletycznymi pistoletami na wodę. Gdy pojawi się antychryst, będzie on – jak przestrzega św. Tomasz z Akwinu – Potestas Politica (łac. władza polityczna – przyp. tłum.).

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Those Mysterious Priests”, 1974 r., str. 70.

Staroświeckie słowa

Jakiż byłby ogólny skutek dla narodu, gdyby gazety zmieniły swoje słownictwo i zaczęły używać staroświeckich słów dla wyrażenia pewnych niezmiennych i wiecznych prawd? Pytanie to jest zasadne, ponieważ dzisiaj słowa są tak często używane bez kontekstu, że czasami uważa się, iż nie kryje się za nimi żadna rzeczywistość: nie ma takich rzeczy jak rzepa i kapusta, gdy używamy słowa „warzywo”, i nie ma takich rzeczy jak konie i krowy, gdy używamy słowa „czworonogi”. Komuniści odegrali w tym dużą rolę, ponieważ zaczęli używać słowa „demokracja” dla określenia swojej tyranii, pojęcia „pokój” dla wojny prowadzonej przez piątą kolumnę, a wyrazu „wyzwolenie” – na określenie okupacji. Słowo „postęp”, które oznacza dążenie do ideału, teraz oznacza zmianę ideału. O człowieku, który jechał z Nowego Jorku do Waszyngtonu, mówiono, że czyni „postęp”, gdy dotarł aż do Filadelfii; teraz mówi się, że osiąga „postęp”, gdy kończy w Portland w stanie Maine.

Chłopiec zostaje aresztowany za zastrzelenie innego chłopca, którego nigdy nie widział, ale robi to „z podpuszczenia”. Gazety opisują go jako „delikwenta” lub „psychopatę”, podczas gdy kilka pokoleń temu, kiedy żył Davy Crockett, prasa nazwałaby go „złym”. Kobieta poniżej czterdziestki, która zabija mężczyznę, jest opisywana jako „atrakcyjna”, „towarzyska”, „bogata” lub jako „piosenkarka kawiarniana”, w zależności od przypadku – żaden z tych przymiotników nie ma nic wspólnego ze sprawą, tak jak gdyby dziennikarz bejsbolowy podkreślał kolor oczu pałkarza, a nie jego trafienia. Zdanie: „Rudzielec trafia do bazy” rozmija się z sednem sprawy tak samo, jak „Piękna śpiewaczka bluesowa zabija swojego ojca”.

Wydaje się, że panuje paniczny strach przed stosowaniem terminów moralnych, a nawet przed potępianiem czegokolwiek na gruncie moralnym. Terminy psychologiczne, język socjologii, a nawet terminy medyczne, takie jak „kompleksy”, są przywoływane z atmosferą naukowej pewności, ale skrzętnie unika się określeń typu: „zły” czy „dobry”, „właściwy” czy „niewłaściwy”. Chyba jedynym przypadkiem użycia pojęcia „dobry” jest sytuacja, gdy cytuje się w prasie słowa matki złego chłopca, który właśnie popełnił morderstwo – matki, która całkowicie zaniedbała swojego męża i dzieci: „To był dobry chłopiec”.

Przypomina to rozważania G.K. Chestertona na temat tego, co by się stało, gdyby zabił swoją babcię. Powiedział, że każdy, kto by o tym usłyszał, opisałby to za pomocą tysiąca innych określeń, oprócz słowa „złe”. Niektórzy nazwaliby go szalonym, inni powiedzieliby, że ma niskie IQ, że jest wulgarny, że brak mu manier, że był to ohydny spektakl albo odrażająca scena, albo patologia, albo efekt kompleksu Elektry, albo że było to „ekonomiczne marnotrawstwo dobrej babci”. Jedynym prawdziwym stwierdzeniem wartym wzmianki jest to, że ów czyn był zły, ponieważ babcia miała prawo do życia. Spisek polega na używaniu jakiegokolwiek słowa poza tym jednym, które wprowadziłoby nas w dziedzinę etyki – na której zbudowana jest każda cywilizacja.

Jeśli nie będzie jakiegoś ostrego i szybkiego prawa, które przeciwstawi się psychologicznemu i koniunkturalnemu opisowi zbrodni, nie minie wiele czasu, a zły czyn będzie nazywany dobrym, jeśli zostanie popełniony w ładny sposób. Już niedługo dramaturgowie, pisarze, a nawet mordercy będą opisywać odbieranie życia ludzkiego jako „zbrodnię doskonałą”. To tak jakby opisywać trąd jako „idealną chorobę”.

Kwaśne nuty w muzyce nie stają się słodkie tylko dlatego, że muzyk występuje w białym krawacie i czarnym fraku; przestępczość nieletnich nigdy nie zostanie pokonana dopóty, dopóki będzie rozpatrywana w kategoriach abstrakcyjnych, zamiast widzieć ją w konkretnych młodych ludziach, którzy stanowią problem. Żaden lekarz nie może wyleczyć choroby zmieniając jej nazwę; podobnie żadna nauczycielka nie wykorzeni ignorancji mówiąc, że jeśli nie przepuści każdego ucznia co roku, to wzbudzi w nich „kompleks niższości”. Dobro i zło nie zmieniają się, nawet jeśli ktoś szuka ucieczki w piątej poprawce [do Konstytucji Stanów Zjednoczonych]. Dobro jest dobrem, nawet jeśli nikt nie ma racji, a zło jest złem, nawet jeśli wszyscy się mylą.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „On Being Human”, 1982 r., str. 334-336.

Polska albo III wojna światowa

Podstawową lekturą ogromnej większości ludzi jest codzienna gazeta. Oznacza to, że ich myślenie jest w dużym stopniu ustandaryzowane, że ich wiedza o świecie pochodzi głównie z jednego źródła, a to, co się wydarzyło, jest mało ważne, albowiem nic nie jest równie stare, co wczorajsza gazeta. Podobnie jak nasza pamięć wpływa na nasze obecne działania i nasze przyszłe decyzje, tak również wydarzenia, które miały miejsce w naszym świecie politycznym, w znacznym stopniu determinują to, co zdarzy się w przyszłości. Wśród minionych wydarzeń z ostatnich lat chyba żadne nie podsumowuje tak trafnie naszych problemów, jak zapomniana tragedia Polski.

Pamiętam, jak kilka lat temu napisałem takie oto słowa do audycji radiowej: „Polska została ukrzyżowana między dwoma złodziejami”. Przez dwóch złodziei miałem na myśli hitlerowców i Sowietów. Amerykanie w tamtych czasach wierzyli, że Sowieci są szczerzy, mimo że Lenin mówił, iż „musimy użyć każdego kłamstwa, oszustwa i podstępu, aby zaprowadzić światową rewolucję”. Otrzymałem telegram od jednego z moich cenzorów, który stwierdził, że nie mogę wygłosić tego oświadczenia na antenie, ponieważ byłoby ono obraźliwe dla Sowietów. Odesłałem depeszę zapytując: ” A gdyby tak nazwać Rosję dobrym złodziejem?”Ale cenzor nie uznał tego za ani trochę śmieszne.

Faktem było i jest, że Polska została ukrzyżowana między dwoma złodziejami. Osiemdziesiąt pięć procent jej domów zostało zniszczonych najpierw przez hitlerowców, a milion ludzi został bez dachu nad głową. Potem przyszli Sowieci, by utrwalić ruinę i dodać nowe ogniwa do łańcuchów niewoli. To właśnie z powodu Polski rozpoczęła się II wojna światowa i tak to rozumiano, gdy mówiono „Gdańsk albo II wojna światowa”. Choć dziś dziennikarze mówią o Rosji i III wojnie światowej, trafniejsze sformułowanie brzmiałoby „Polska albo III wojna światowa”. Polska jest zwierciadłem sytuacji na świecie; jest ona węzłem polityki europejskiej; jest kluczem do tego, czy w następnym stuleciu będzie panowała na świecie sprawiedliwość, czy przemoc.

Wyjątkowość Polski bierze się nie z tego, że Sowieci zgwałcili ją i wzięli do swojego imperialistycznego haremu, ale z tego, że pod koniec II wojny światowej Europa współuczestniczyła w tej zbrodni. Zniknęła Polska, ze względu na którą Anglia i Francja chwyciły za broń, Polska będąca sercem Karty Atlantyckiej, pod którą podpisał się Stalin. Karta Atlantycka obiecywała, że każdy lud i każdy naród będzie mógł wybrać taki rząd, jaki uzna za stosowny; Polsce tego odmówiono – najpierw przez inwazję Sowietów, a potem przez współudział Europy w mordzie dokonanym na Polsce.

Organizacja Narodów Zjednoczonych zdaje się nie dostrzegać niekonsekwencji w tym, że Sowieci – siejąc zamęt w Afryce, Azji i Ameryce Południowej oraz podżegając do nacjonalizmu – jednocześnie odmawiają prawa do samostanowienia Polsce i innym krajom za żelazną kurtyną. Rosja nie miała prawa do Polski – to jest elementarna etyka międzynarodowa. Prawne usankcjonowanie przez Europę siłowego zagarnięcia [Polski] było tożsame ze zgodą na rozbój.

Załóżmy, że cały akcent Wolnego Świata w ONZ zostałby zmieniony. Przypuśćmy, że zamiast organizować siły polityczne przeciwko „wrogiej” Rosji, zmieniono by akcenty i ponownie poruszono by kwestię Polski? Wówczas akcent nie byłby położony na przeciwstawienie się złu, lecz na obronę praw. Żaden naród nie jest silny, gdy przeciwstawia się innemu narodowi, ponieważ ów kradnie, ale każdy naród jest silny, gdy potwierdza, że uczciwość powinna być zasadą we wszystkich stosunkach międzynarodowych. W zjednoczeniu na rzecz praw Polski drzemie więcej energii niż w zjednoczeniu przeciwko imperializmowi Rosji.

Jeśli wolne narody nie przyjmą postawy umiłowania dobra, nadzieja Polski będzie musiała wznieść się ponad wszelkie nadzieje polityki. Ponadto w naszych sercach powinniśmy połączyć wierność obowiązkowi odbudowy Polski z uznaniem olbrzymiej dysproporcji tego zadania. Nasze nadzieje powinny być wtedy przyrównane do kwiatów i drzew, które w długie zimy zrzucają swą zieleń, by odrodzić się następnej wiosny. A jeśli narody zawiodą, Polska musi zaufać Chrystusowi, który łkał nad grobem Łazarza i który płacze teraz nad Polską. Wtedy Polska znajdzie zapewnienie swojej chwały w Tym, który mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „On Being Human”, 1983 r., str. 301-304. (Tekst pochodzi z 1953 r.)

Sakramenty (kolejna książka abpa Sheena po polsku)

Nakładem Wydawnictwa Esprit ukazała się książka „Sakramenty” autorstwa arcybiskupa Sheena.

Z redakcyjnego opisu:

Każdy katolik wie, czym są sakramenty, jednak wielu nie rozumie, jaka jest ich istota i moc. Dlaczego są niezbędne w naszym życiu? Co sprawia, że mają tak wielkie znaczenie w drodze do wieczności?

Arcybiskup Fulton J. Sheen odkrywa przed czytelnikami tajemnicę siedmiu sakramentów. Tłumaczy, jak dzięki tym widzialnym znakom dostępujemy niewidzialnej łaski. Znany z niezwykłej charyzmy i daru kaznodziejskiego kapłan przeprowadza nas przez poszczególne etapy życia sakramentalnego. Opisuje pochodzenie i skuteczność każdego z sakramentów oraz pomaga nam zrozumieć, dlaczego to właśnie one są źródłem życia wiecznego.

Książkę tę można nabyć pod następującym linkiem: ZAMAWIAM KSIĄŻKĘ

Pokój duszy (kolejna książka abpa Sheena w polskim przekładzie)

Nakładem Wydawnictwa AA ukazała się niedawno książka Pokój duszy. Przewodnik duchowy dla poszukujących autorstwa arcybiskupa Sheena.

Z redakcyjnego opisu:

Jedna z najlepszych książek wielkiego mistrza duchowego czasów współczesnych! Ponadczasowy przewodnik dla poszukujących prawdziwej radości i pokoju ducha, a zarazem doskonałe studium fundamentalnych różnic pomiędzy chrześcijańską duchowością a Freudowską psychoanalizą oraz innymi ideologiami budowanymi na materialistycznym i naturalistycznym światopoglądzie. Arcybiskup Fulton J. Sheen znakomicie analizuje ogromne różnice między psychoterapią a prawdziwym wyznaniem grzechów, które prowadzi do nawrócenia. Chociaż psychoanalityk może pomóc pacjentowi uzyskać spokój umysłu, to chrześcijanin zyskuje coś znacznie cenniejszego: spokój duszy.

Książkę tę można nabyć pod następującym linkiem: ZAMAWIAM KSIĄŻKĘ

Droga do szczęścia – kolejna książka abpa Sheena w polskim przekładzie

Nakładem Edycji św. Pawła ukazała się niedawno książka „Droga do szczęścia” autorstwa arcybiskupa Sheena.

Z opisu redakcyjnego:

Książka ta to antidotum na współczesne czasy. Arcybiskup Fulton J. Sheen, niezrównany mistrz duchowy i głosiciel prawd Kościoła katolickiego, przypomina nam, że „żyjemy w czasach, kiedy ludzie są raczej kontrolowani, niż sami sprawują kontrolę. Tak bardzo skupiliśmy się na rządzeniu tym, co poza nami, że zupełnie przestaliśmy zarządzać sobą”.

Dzięki tej książce możemy to zmienić. Jest ona inspirującym przewodnikiem, ukazującym drogę do pokoju, nadziei i zadowolenia z życia. Przekazuje Ewangelię miłości w prosty i praktyczny sposób. Pomaga uporządkować swoje życie, przywrócić godność, szacunek, wskazuje najlepszą drogę do osiągnięcia celu życia, które kończy się zbawieniem.

Każdego człowieka tworzą jego myśli, decyzje i wybory. To od nas zależy, czy będziemy szczęśliwi.

Staurofobia

Nasze czasy są czasami wielkiego rozwodu Chrystusa od Jego Krzyża, co jest innym sposobem na określenie rozwodu kapłana od żertwy. Brzydkie wyrazy zwykle składają się z czterech liter, ale wyrazem, przed którym najbardziej wzdraga się kulturalne społeczeństwo, jest słowo pięcioliterowe: KRZYŻ. Nowy rodzaj schizofrenii w religii może być nazywany staurofobią lub „strachem przed krzyżem”. Chrystus został oderwany od swego Krzyża. Chrystus jest po jednej stronie, Krzyż jest pod drugiej. W ten sposób mamy Chrystusa bez Krzyża i Krzyż bez Chrystusa.

Chrystus bez Krzyża nie może zbawiać, gdyż jest tożsamy ze zniewieścieniem, permisywizmem i Jezusem Superstar, który wykorzystuje muzykę na osłodzenie porażki. Krzyż bez Chrystusa nie może zbawiać, albowiem oznacza Dachau, Auschwitz, obozy koncentracyjne oraz miażdżenie jednostek niczym winogron, by przerobić je na zbiorowe wino państwowe.

Polityczne i religijne pytanie przyszłości brzmi: „Czy Chrystus odnajdzie Krzyż, zanim Krzyż odnajdzie Chrystusa?” Czy kapłaństwo odnajdzie żertwę obciążoną brzemieniem grzechu, zanim żertwa świata odnajdzie kapłaństwo?” Jest to duchowy i polityczny problem naszych czasów.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Those Mysterious Priests”, 1970 r., str. 33-34.

Miłość, która czeka na ciebie – kolejna książka abpa Sheena w polskim przekładzie

Wydawnictwo W drodze wydało właśnie kolejną książkę arcybiskupa Sheena.

Z opisu redakcyjnego:

Abp. Sheen o prawdach wiary mówił prosto i obrazowo, łącząc je z zagadnieniami z zakresu psychologii i psychiatrii, filozofii i nauk społecznych. Śledził bieżące wydarzenia (Wielki Kryzys, II wojna światowa, zimna wojna, żelazna kurtyna)  i niezwykle umiejętnie komentował rzeczywistość w świetle Ewangelii. Dążył do rozbudzenia w każdej duszy miłości do Pana, uświadamiając zagubionemu człowiekowi, że ta miłość czeka – wystarczy się otworzyć i ją przyjąć. Wówczas gotowi będziemy stawić czoła największym zagrożeniom, bez trwogi, bo przecież: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13).  

Książka powstała na bazie cyklu szesnastu pionierskich konferencji radiowych wygłoszonych przez abp. F. Sheena w 1949 roku. Autor prezentuje uniwersalny program, którego adresatem może być każdy, kto poszukuje Boga – również ci, którzy nie otrzymali jeszcze łaski wiary. Arcybiskup opiera się na gruntownej znajomości psychologii grzechu i psychologii świętości, co sprawia, że każdy może odkryć zarówno przyczyny własnej nędzy duchowej, jak i skuteczne sposoby na uporanie się z nią.

Książkę można zamówić pod następującym linkiem: ZAMAWIAM KSIĄŻKĘ

Siedem zagadek życia – nowa książka abpa Sheena w polskim przekładzie

Niedawno ujrzał światło dzienne polski przekład kolejnej książki arcybiskupa Sheena.

Z opisu wydawniczego:

Siedmiu zagadkach życia arcybiskup Fulton J. Sheen zaprasza nas do wybrania się w duchową podróż, która przemienia życie człowieka. Ze swoją słynną wnikliwością i w przekonujący sposób odpowiada na najważniejsze pytania, które nękają ludzkość, i rozwiązuje siedem zagadek trapiących nasze przyziemne umysły. Są to: Boża dobroć, ból, cierpienie niewinnych, samotność, nieszczęście, porażka, wartość i sens życia. To nauka prawdziwych, zdrowych zasad i wartości biblijnych, które umacniają i wzbogacają każdego dnia życie człowieka. To szkoła zaufania Bogu, opierająca się na Piśmie Świętym, twórczych przykładach i historiach, pomagająca każdemu wzrastać ku błogosławionemu, pełnemu sensu życiu w naśladowaniu naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa.

Książkę tę można nabyć klikając na następujący link: KUP KSIĄŻKĘ

Celibat a samotność

Jaki Bóg może współczuć ofierze obozu koncentracyjnego, otoczonej przez elektryczny drut kolczasty, którego nie śmie dotknąć i przez okrutnych strażników uważających ją za przedmiot tak zbędny jak stara puszka po konserwach? Z pewnością nie jest to Bóg, który rzuciłby się na ratunek w szalejące wody i przepadłby w ich odmętach. Musiałby być to taki Bóg, który przyjąłby na siebie całe to zniewolenie, to niewolnictwo, a następnie pokonałby je poprzez zmartwychwstanie w chwili, która zdawała się być godziną klęski.

Jaki kapłan może zanieść pocieszenie ludziom samotnym, sfrustrowanym i rozbitym domom, jeśli nie kapłan według Serca Bożego, który wchodzi w całą tę winę i egocentryzm, lecz wciąż wierzy w miłość? Tylko ci, którzy cierpią samotność w celibacie ze względu na Miłość, mogą pocieszyć samotnych w małżeństwie i tych, którzy w samotności tęsknią za małżeństwem.  

Celibat jest samotnością narzuconą po to, by móc pocieszać samotnych, podobnie jak biczowanie, którego doznał Chrystus, nie było dla Niego, ale po to, by biczowani nigdy nie stracili nadziei. Samotność jest czymś specyficznym; ma ona dwa oblicza – samotność w pojedynkę i samotność w małżeństwie – coś, co Francuzi nazywają „egoisme â deux”. Kapłan doświadcza pierwszej samotności, małżonkowie czasem doświadczają tej drugiej. Arthur Koestler w swojej autobiografii pt. „The Invisible Writings” pisze: „Czasami czuję się dosłownie stłamszony i zdławiony przez samotność. Na przykład, siedzę sam w pokoju i czytam książkę. Inni bawią się w ogrodzie. Nagle przestaję czytać. Cały pokój aż drży od samotności. Pragnę dołączyć do innych (…). Lecz gdy spędzę z nimi zaledwie dwie minuty, wszystko to mija. Oni mnie nudzą, są prymitywni. Odczuwam jeszcze większą samotność w ogrodzie niż przedtem w pokoju. Spieszę więc do pokoju i wszystko zaczyna się od nowa”.

Samotność kapłana jest czasem używana jako argument przeciwko celibatowi, lecz może być ona jednym z najsilniejszych argumentów przemawiających za celibatem. Być może my, kapłani, jesteśmy odkupicielami zapomnianych, podobnie jak Chrystus „stał się grzechem”, by być odkupicielem grzeszników. Zadaniem celibatu nie jest uczynić kapłana widzem sfrustrowanej miłości, lecz uczestnikiem frustracji. Nie odgrywa on roli śledczego, lecz bierze udział w dramacie. Nie stoi na chodniku Alei Złamanych Serc; jest jednym z maszerujących. Różnica jest następująca: „stał się samotnością” ze względu na osoby pozbawione przyjaciół. Kapłan również wygląda na samotnego, tyle że jego samotność nie wzięła się z wyczerpania, śmierci lub monotonii, ale z pasji niesienia współczucia ludziom odrzuconym i samotnym.

Pamięć Boga o człowieka zawiera się w bólu, który z nim dzieli. W mocnych słowach proroka: „wyrył [nas] na obu dłoniach” (por. Iz 49, 16). Błagał człowieka i współcierpiał z nim, by mógł stać się kimś innym niż jest. Oddzielenie i uczestnictwo nie wykluczają się wzajemnie. Kapłan może być oddzielony od małżeństwa i jednak uczestniczyć w jego tragediach. W istocie widzi je lepiej, podobnie jak morze często lepiej widoczne z brzegu.

Zamiast umniejszać rzeczywistość samotności kapłana, należy ją uznać w całej jaskrawej istocie jako udział w opuszczeniu na Krzyżu: „Boże Mój, Boże, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27, 46). Była to chwila, w której Bóg niemal stał się ateistą, gdy ziemia Go nie chciała, gdyż zawiesiła Go na Krzyżu i gdy niebiosa były głuche jak mosiądz na Jego wołanie. A jednak była to chwila, w której Chrystus podzielił ateizm Nietschego, zwątpienie Camusa, egoizm Sartre’a i ateizm komunisty. Gdyby Chrystus nie spił resztek z kielicha ludzkiej rebelii, człowiek mógłby podnieść zaciśniętą pięść ku niebu i zakrzyknąć: „co Bóg wie o mojej tęsknocie?”

W swoich najmroczniejszych chwilach celibat jest echem tamtego krzyku opuszczenia. Kapłan staje się żertwą; gdy człowiek popada w rozpacz, kapłan schodzi w tę bezkresną otchłań, w której nie ma żadnego oparcia. Uczestnictwo w opuszczeniu człowieka jest dla niego udziałem w opuszczeniu Ukrzyżowanego. Celibat jest ową świadomością niewytłumaczalności, głupstwa, absurdu i rozpaczy, które nie znajdują odpowiedzi poza unicestwieniem ukoronowanego cyprysem Chrystusa. Ponieważ kapłan ma udział w samotności Chrystusa, może on dawać nie tylko przykład, lecz także nadzieję, albowiem ma on już udział w chwale Zmartwychwstania, gdzie nie będzie małżeństwa, gdyż będziemy niczym aniołowie w niebie.

Przyczyną, dla której niektórzy są samotni, jest to, że pragną być kochani, zamiast kochać. Chrystus uczy, że najlepszym pocieszycielem jest ten, kto sam doświadczył samotności. Warunkiem bycia uzdrowicielem nie jest utożsamianie się ze światem, lecz z Chrystusem. Celibat sprawia, że samotność nie jest powodem do ucieczki od wiążących się z nim zobowiązań, lecz kluczem do udziału w nieustannej męce Chrystusa.

W dzisiejszych czasach celibat został postawiony na głowie. Wybraliśmy Chrystusa z zastrzeżeniami; daliśmy samych siebie jako kapłanów, lecz w kontrakcie zamieściliśmy sporo drobnego druku w nadziei, że On tego nie przeczyta, a my będziemy mogli uciec od bycia żertwą. Postawiliśmy warunki: caveat emptor, niech Boski nabywca ma się na baczności. W naszych święceniach skrywamy wiele machlojek. Być może któregoś dnia pojawi się ktoś „ładniejszy” od Chrystusa obleczonego w purpurę. Skąd mam wiedzieć, co zrobię w obliczu tej samotności (choć trzeba powiedzieć, że wybory tych, którzy łamią swe śluby, w niektórych przypadkach są marnymi remedia concupiscientiae[1]).

Sceptycyzm zdławił życie duchowe, podobnie jak dawno temu Filistyni zdławili studnie Abrahama w dolinie Geraru, ale my, niczym Izaak, odkrywamy, że podziemne studnie nadal tam są – zakopane, ale niezniszczone. Jak napisał Julian Huxley: „Puste miejsce we współczesnym sercu jest pustką w kształcie Boga”.

Celibat nie jest wyrzeczeniem się jakiejś osoby poza nami; jest skoncentrowaniem się na Osobie w naszym wnętrzu. Celibat nie jest wyrzeczeniem się miłości; jest postanowieniem, by miłować tak, jak miłuje Chrystus. Jeśli celibat jest samotnością, a w istocie nią jest, jest to samotność dziewiczego łona, w którym poczęło się Słowo. Milczenie nie jest nieobecnością słów, lecz obecnością zaproszenia i spotkania. Zarówno małżeństwo, jak i celibat są znakami Boga; małżeństwo jest przedostatnim znakiem, ponieważ zmierza do miłości Boga poprzez ludzką miłość; celibat jest ostatecznym znakiem.

W Starym Testamencie celibat nakazywany był przy dwóch okazjach: za każdym razem gdy dochodziło do teofanii, czyli aktu objawienia się Boga (Wj 19, 9; 15) i gdy mężczyźni szykowali się do walki (1 Sam 21, 4, Pwt 20, 17). W Nowym Testamencie sugeruje się celibat, ponieważ kapłan doświadcza teofanii w swych nawiedzeniach Najświętszego Sakramentu, a w szczególności podczas Mszy Świętej, lecz zarazem jest on w stanie wojny – nie przeciw ciału i krwi, lecz przeciw księstwom i okowom zła.

Pan opłakuje tych kapłanów, którzy rezygnują z walki. Często okazują się oni kiepskimi kochankami, ponieważ kiedyś dostąpili doskonałej miłości. Przekonują się ponadto, że nawet w stanie małżeńskim muszą praktykować niektóre z cnót, których nie chcieli praktykować w kapłaństwie. Ciekawostką w tym pokręconym świecie jest fakt, że tak wielu z tych, którzy chcą zmieniać świat, okazało się niezdolnymi do przemiany samych siebie.

W porządku łaski to, co często jest „marnowane”, okazuje się cenniejsze od tego, co jest używane. Maryja „zmarnowała” swoje dziewictwo i stała się Matką. Chrystus „roztrwonił” swą substancję niczym syn marnotrawny i wszedł do Domu Ojca. To, co zyskujemy poprzez wyrzeczenia życiowe, uzdalnia nas do uczestnictwa w świętościach życia.


[1] Lat. Lekarstwa na pożądliwość. Przyp. tłum.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Those Mysterious Priests”, 1974 r., str. 326-329.